Wednesday, June 30, 2010

O Karmie - Wywiady N. S. Łazariewa udzielone moskiewskiej telewizji....

Wywiady N. S. Łazariewa udzielone moskiewskiej telewizji,
w serii programów „Bumerang"

Część I

Reporterka: O mojej podróży do Indii można by powiedzieć słowami lorda Henry: „Dobrze pamiętam, że się ożeniłem, ale nie przypominam sobie, że zamierzałem to zrobić". Sprzyjające okoliczności pojawiały się same, moja rola polegała wyłącznie na tym, aby się im nie sprzeciwiać. Ilość zbiegów okoliczności i „przypadków" przeszła w wyraźną regułę. Jednym z nich było to, że moim sponsorem okazał się prezes firmy „Hermes Planeta" -Włodzimierz Aleksiejewicz Morożenkow. Wspominam go nie tylko z powodu oczywistego uczucia wdzięczności. Stanie się to jasne w dalszym ciągu mojej opowieści. Zarówno do Indii, jak i po Indiach byłam prowadzona, a przebieg zdarzeń można by nazwać mistyką. Jeśli Państwo nie wierzycie - spójrzcie sami: U wjazdu w Himalaje stoi świątynia, poświęcona bogini Nauli. Należy się tu zatrzymać, by oddać cześć miejscowej bogini. Nie uczyniliśmy tego. Ekspedycja spieszyła się, gdyż chcieliśmy przed zmierzchem dotrzeć do doliny Kulu i... zlekceważyliśmy tutejszy obyczaj. Oszczędziliśmy 5 minut, jednak po przebyciu kilku kilometrów straciliśmy prawie godzinę na wymianę koła. Przypominając sobie, jak zakończyła się podobna sytuacja dla oblubieńca Tamary w Lermontowskim „Demonie", cieszyłam się, że i tak „wykupiliśmy się tanim kosztem". Cieszyłam się zbyt wcześnie. Z doliny Kulu należało jeszcze wyjechać. Na razie byliśmy tam i wreszcie mogłam przeczytać „Diagnostykę karmy". Droga (autora książki) Siergieja Nikołajewicza Łazariewa ku bioenergetyce wiodła przez kolejne etapy - poznawania magii, elementów czarów oraz metod ludowych uzdrowicieli i znachorów.

Łazariew: Wiele jeździłem po kraju, ucząc się tych metod. Za każdym razem, analizując nową informację, chciałem znaleźć pierwotną przyczynę, zrozumieć - co jest źródłem rodzinnych nieszczęść, dlaczego istnieją wymierające rody, dziedziczne choroby. Oczywistym było dla mnie, że geny nie mogą być źródłem tej informacji. Jest ona przechowywana i przekazywana potomkom wyłącznie w postaci pola (struktury energetyczno-duchowej). Choroba, to jeden z mechanizmów rozwoju ducha. Informacja o tym zawarta jest we wszystkich świętych księgach. Filozoficzne nauki Wschodu potwierdzają, iż podstawą są tu ciała subtelne. Biorąc za punkt wyjścia klasyczne pojęcie karmy, uważałem, że człowiek choruje, ponieważ coś naruszył. Jednak chorując i cierpiąc, winien być świadom zaistniałych wykroczeń, doskonalić siebie duchowo i poszukiwać nowych dróg rozwoju. Kiedy rozpoczynałem pracę, działałem po prostu jako bioenergoterapeuta. Miałem jedyny cel - była to potrzeba wyleczenia człowieka. Zacząłem oddziaływać na ludzkie ciało, działałem za pomocą dłoni lub wprost mówiłem: Niechaj ten człowiek wyzdrowieje! Człowiek zdrowiał, był nawet zdrowszy niż przedtem. Działałem rękami, potem stosowałem masaż punktowy. Wypróbowałem wszelkie możliwe sposoby oddziaływania na człowieka. Później zrozumiałem, że jest to „czarna skrzynka", gdyż nie wiem - czym leczę i jak leczę. Zrezygnowałem z tego. Postawiłem sobie zadanie: pojąć -czym jest człowiek oraz jak go leczyć? Zrozumiałem, że choroba przychodzi z pola i wpływa także na nie. Później ujrzałem w polu złożone struktury. Oddziaływałem na nie i po prostu likwidowałem. Uważałem, że wszystko jest bardzo proste. Potem, kiedy po raz pierwszy ujrzałem, że deformacja struktur poła związana jest z etyką człowieka, byłem wstrząśnięty. Zobaczyłem, jak ścisłe zdrowie związane jest z etyką, z systemem wartości. Ujrzałem, że nieprawidłowy postępek człowieka, czyn agresywny - doprowadza w rezultacie do deformacji pola. Karma - to prawo przyczynowości, czyli mówiąc o karmie, mówimy o istnieniu człowieka w czasie, o „ciele czasowym". Człowiek ma w przestrzeni ciało, zajmujące określony obszar. Ma on także „ciało w czasie", zajmujące nie jedno życie. Ciało to kształtuje się, tworzy - poprzez postępowanie człowieka i jego stosunek do życia. Czego więc potrzebuję, aby zmienić karmę? Muszę zmienić swój los, bo karma i los - to nierozłączna całość. Co to jest mój los? Los i charakter - to także nierozdzielna całość. Zmieniając charakter, człowiek zmienia swój los, swoją karmę, czyli zmienia samego siebie. Co to jest charakter? Charakter-to postępowanie oraz reakcja na otaczający świat. Zmieniając stosunek do otaczającego świata - zmieniam charakter, los i karmę. Wynika z tego, że nasz stosunek do świata w ostatecznym rozrachunku może zmienić dowolną karmę. Kiedy przypomnimy sobie Łotra na Krzyżu, to znajdziemy znakomity przykład tego, jak zmieniając swój stosunek do świata, człowiek może zmienić wszystko. Nie tylko siebie, lecz i otoczenie. Oddziaływanie na los zachodzi nie poprzez otaczający świat, ale przez wewnętrzne struktury. Wszystko zaczyna się od mego stosunku do zdarzeń, które przeminęły lub które zachodzą aktualnie. Okazuje się, że zmieniając stosunek do już zaistniałych wydarzeń, mogę zmienić przyszłość. Jest to niezwykle ważny fakt, którego nie ma w filozofii Wschodu. W tej filozofii rozumienie karmy jest bardzo surowe: „Ty to zrobiłeś - ty za to odpowiesz! „. Tylko tak i nie inaczej. W chrześcijaństwie rozumienie prawa karmy poszło o wiele dalej, chociaż mało, kto zdaje sobie z tego sprawę. Po pierwsze - w chrześcijaństwie odkryto następujące prawo: zmieniając swój stosunek do przeszłości, można zmienić i siebie, i swój los, i swoją przyszłość. Właśnie w chrześcijaństwie zjawiło się pokajanie - skrucha. Poprzez skruchę, pokajanie — człowiek może zmienić przeszłość oraz zmienić przyszłość. Tak więc chrześcijaństwo, w przeciwieństwie do hinduistycznego widzenia świata, jest bardzo silnie skierowane ku przyszłości. Proszę zwrócić uwagę - niemożliwe jest w filozofii hinduizmu, że Łotr na Krzyżu wyraził skruchę lub po prostu uświadomiwszy sobie wszystko - przemienił się. Ten właśnie przykład mówi, że chrześcijaństwo uczyniło krok dalej w rozumieniu praw karmy. Wcześniej pozostawałem pod wpływem filozofii hinduizmu. Byłem więc wstrząśnięty tym, co wykazały moje badania. Zobaczyłem, że choroba jest zsyłana na człowieka nie tyle za to - co zrobił, ale po to - by nie uczynił czegoś w przyszłości. Zrozumiałem, że jest to całkowicie imię spojrzenie. Zawsze uważałem, że choroba - to rozrachunek za uczynki. Okazuje się jednak, że człowiek często choruje po to, aby nie uczynić czegoś w przyszłości. Tu właśnie zmienia się podejście. Karma - to nie tylko przeszłość, ale i przyszłość. Zobaczyłem, że pozostajemy w bezustannej relacji ze zdarzeniami, które zajdą w przyszłości. Jeżeli jesteśmy nieprawidłowo ukierunkowani, to przyszłość zaczyna na nas oddziaływać, między innymi chorobami, dlatego - żebyśmy w przyszłości prawidłowo siebie prowadzili. To znaczy, że teraz pojęcie karmy przenosi się bardziej na wydarzenia przyszłe niż przeszłe. Pewnego razu zatelefonowała do mnie z innego miasta nieznajoma kobieta. Powiedziała, że ma bardzo niedobre wyniki badań i lekarze nie mogą jej już pomóc. Zapytałem - dlaczego zabija w sobie miłość? „Proszę nie zabijać w sobie miłości i wszystko będzie dobrze" -powiedziałem. „To jest właśnie przyczyną Pani choroby". Kobieta odrzekła: „Jakże mam nie zabijać miłości, przecież on mnie zdradził!". Odpowiedziałem: „Nie on Panią zdradził, ale poprzez niego Panią zdradzono".
Ostatnimi czasy ludzkość na tyle zabsolutyzowała sprawy ziemskie, że zatraciła poczucie mądrości Wszechświata. Natomiast kontakt z Boskością przynosi zrozumienie, że cały Wszechświat jest żywą istotą i wszystko, co się dzieje, jest bardzo rozsądne. Nie chaotyczne -lecz mądre. Kiedy pojawia się to właśnie poczucie - człowiek zaczyna zdrowieć. Powiedziałem więc: , Jeśli została Pani zdradzona, to przyczyna tkwi w Pani samej. Po drugie - to nie człowiek Panią zdradził, to poprzez tego człowieka Panią zdradzono. Jeśli to Pani przyjmie, zaakceptuje i uwierzy w logikę faktów - wtedy Pani odczuje poprawę. Takie zdarzenia są w każdym wypadku nakierowane na ratowanie duchowych struktur. Powtarzam - proszę zrozumieć, że Pani logika, to logika ciała. Przyzwyczaiła się Pani nią myśleć i posługiwać. Ciało Pani jest teraz chore i sądzi Pani, że to katastrofa. Jednak zapomina Pani, że właśnie przy ograniczeniu potrzeb ciała fizycznego, aktywizują się duchowe struktury. Wyobraźmy sobie taką sytuację: idziemy po mieście i ktoś nas popchnął — to popchnął nas Wszechświat. Zostaliśmy skrzywdzeni - to skrzywdził nas Wszechświat. Ktoś nadepnął nam na nogę - to Wszechświat nadepnął, posługując się konkretnym człowiekiem. Kiedy Pani poczuje, że , że obcuje z nami Wszechświat i Boskość - wtedy wszystko u Pani ulegnie poprawie." Kobieta zatelefonowała do mnie za tydzień i powiedziała, że czuje się doskonale i analizy są w normie.
Moje badania wykazały, że dowolna sytuacja, dotycząca człowieka, jest skierowana na jego dobro. Dowolna. Człowiek - to wzajemny związek ciała i ducha, które tworzą pole. Pole jest priorytetowe - priorytetowe są jego potrzeby. Rozmaite sytuacje „pracują" więc w pierwszym rzędzie na struktury duchowe. Kiedy człowiek to poczuje - zmienia się jego stosunek do wszelkich zdarzeń przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Wtedy ten człowiek jest już w harmonii. To poczucie mądrości świata zagubiono w XVII–tym wieku. Wówczas zasada: człowiek - Panem przyrody, odcięła nas od kontaktu z Boskością. Z powodu tego paradygmatu nasze czyny i światopogląd zaczęły ulegać deformacji. Zasada „choroba za coś" - jest klasyczną zasadą wschodniej filozofii. Coś uczyniłem - została mi dana choroba - i będę się męczył. W filozofii Wschodu choroba jest karą, zaś w chrześcijaństwie tym, co nie daje ludziom grzeszyć. W chrześcijaństwie zmienia się stosunek do choroby. Choroba -jest dobrem dla ducha. Jeśli zachoruję - otrzymuję to po to, by moja dusza mogła się oczyścić. Nie zawsze mogę to pojąć, ale jeśli wewnętrznie czuję, że choroba - to nie najważniejsze, wówczas pozbywam się agresji. Agresja rodzi się poprzez przylgnięcie człowieka do spraw ziemskich. Długo to obserwowałem. Proszę zauważyć, że w mojej pierwszej książce zawarłem wyniki następujących dociekań: nienawiść - rodzi chorobę, zazdrość - rodzi chorobę, poczucie krzywdy - rodzi chorobę. Jednak nie wiedziałem, dlaczego jeden człowiek nienawidzi, a inny - nie. Okazało się, że nienawiść rodzi się z powodu przywiązania do spraw ziemskich. Im silniejsza jest gloryfikacja spraw ziemskich (jest to związane z ciałem), tym mocniej włączają się negatywne emocje. Odczuwając mądrość tego świata, czuję, że choroba dana mi jest w konkretnym celu. W celu zwiększenia kontaktu z Boskością. Kiedy to rozumiem - zdrowieję. Na chorobę zaczynam patrzeć nie jak na karę, której nie sposób anulować. Nie jak na coś, co muszę odpracować. Chorobę postrzegam jako dźwignię rozwoju, która znika, gdy zaczynam wzrastać. Jest to całkowicie mnę podejście do choroby, zupełnie inne postrzeganie struktur duchowych. Choroba - jako niezbędny czynnik w rozwoju człowieka.

Reporterka: Rozmowy o karmie kontynuowaliśmy w czasie naszej podróży do doliny Kulu. Tu, w Himalajach, twierdzy filozofii Wschodu, jej starożytna mądrość wydawała się oczywista i prosta. Nawet w prądzie górskich potoków. Jedne z nich mkną spiesznie, rozbijając się o kamienie (czyż nie są to nasze „kamienie obrazy"?). Tracą przy tym lepszą, być może, część swoich zachwycających kropelek. Inne zaś (a jest ich wyraźnie mniej) płyną z mądrością, trzymając się koryta. Równocześnie docierają do tego samego oceanu, gdzie oba potoki nikną, jednocząc się z tym, z czego powstały. I tam, w oceanie, krople potoków z pewnością częściej wspominają czasy, kiedy były lodem na szczytach gór, niż ten okres krótkiego biegu od gór do oceanu. Okres, który tak szybko się skończył, że w ogóle nie warto o nim wspominać. Ten, który się nie spieszył - więcej widział, więcej czuł i pamiętał. Czyż podobnie nie jest z wolnością naszej woli? Chociaż ani początku, ani drogi, ani OCEANU nie jesteśmy w stanie zmienić - to jednak sposób płynięcia wybieramy sami.

Łazariew: Każdą komórkę swego ciała organizm prowadzi w 90 - 98%. Czy ma ona osobistą wolę? Tak. Kiedy jednak jej własna wola zaczyna górować nad wolą organizmu -staje się ona komórką nowotworową. Możemy mówić o indywidualnej, osobistej woli tej komórki, ale powinniśmy też pamiętać, że polecenia organizmu winny być priorytetowe w każdym przypadku. Tak samo jest z człowiekiem. Człowiek - to komórka Wszechświata. Jego osobista wola oraz wolność wzrastają w miarę tego, jak poznaje on prawa Wszechświata. Jeżeli chciałbym zwiększyć swoją wolność, powinienem odczuć - w jakim stopniu jestem zależny. Ludzie mówią mi często: „Oto może Pan zmienić karmę, widzi Pan wszystkie zdarzenia, jakie zachodzą w strukturach pola. Pan, można rzec, rozstrzyga ludzkie losy". Jednak, kiedy widzę, w jakim stopniu jestem zależny i z jaką wirtuozerią prowadzony, wówczas wszystko, co (komuś z boku) wydaje się władzą, w pełni i aż nadto neutralizuje się poprzez poczucie mojej zależności. Im więcej mam możliwości wpływania na otaczający świat, tym mocniej czuję swoją zależność od niego. Istnieje tu walka przeciwieństw: im większa jest moja osobista wola i własne możliwości, tym silniej włącza się mechanizm mojej zależności. Dlatego wolność woli... och, rozumie Pani: istnieje świadomość, zorientowana na ciało i jest podświadomość, nakierowana na Wszechświat. Gdy mówimy - o woli i wolności - to są pojęcia świadomości. Podświadomość natomiast - to zupełnie inny obszar. To są dwie przeciwstawne rzeczy, jest to sprzeczność. Dlatego zakres osobistej woli człowieka jest określany w zależności od stopnia jego zgodności z prawami Wszechświata. W czym zawiera się sens moich podstawowych badań? Dane mi było zajrzeć „za kulisy". Wszyscy ludzie - to „aktorzy", którzy grają na „scenie". Jednak nie widzą oni, że mechanizm prowadzący ich -znajduje się za kulisami. Wszedłem za kulisy i ujrzałem, co się tam odbywa. Jest to płaszczyzna, na której widoczne są struktury karmiczne, tam widać jak odbywa się kierowanie ludźmi. Widoczne są te „niteczki", za pomocą, których odbywa się kierowanie naszym postępowaniem, naszym losem. Kiedy to zobaczyłem - zrozumiałem, że dowolne zdarzenie, dotyczące każdego z nas, skierowane jest na doskonalenie naszych struktur duchowych. Spostrzegłem, że absolutnie wszystko, co się wydarza z człowiekiem, nie jest przypadkowe na subtelnej płaszczyźnie. Odczucie stopnia tej zależności było czymś nieprawdopodobnie trudnym do zaakceptowania. Później zrozumiałem, że spowodowane tą informacją przygnębienie wynika z tego, że nie jesteśmy jeszcze doskonali. Biblia wyraża to w bardzo interesujący sposób. W filozofii Wschodu świadomość jest praktycznie zdławiona (tam człowiek jest nikim, człowieka - nie ma; wszystko jest tylko iluzją). Oznacza to niepodzielne panowanie podświadomości, a z tego królestwa jest wyjście do obszaru Jedności całego Wszechświata. Oto zasada wschodniej filozofii - zlikwiduj wszystkie pragnienia, zlikwiduj uczucia i zlikwiduj wszystko, co ziemskie - a staniesz się jednością z Bogiem. Tutaj pojęcia ziemskości w ogóle nie ma. W chrześcijaństwie zachodzi już równowaga: „to jest Boskie, a to - ziemskie". W tym aspekcie chrześcijaństwo wzniosło zrozumienie o stopień wyżej niż filozofia Wschodu, gdyż „ziemskie" może już w nim zaistnieć. Co to znaczy - „ziemskie"? Jest to świadomość. W chrześcijaństwie funkcjonują dwa systemy myślenia, zamiast jednego, jak na Wschodzie. Dlaczego wielu z tych, którzy w latach 70-tych zajmowali się aktywnie jogą, trafiało do klinik psychiatrycznych? Ponieważ niszczyli oni drugi, bardzo ważny element - świadomość. Właśnie ta świadomość, która potrafi być w równowadze, bardzo pięknie przejawia się w biblijnych przypowieściach. Bóg może absolutnie wszystko. Jednak człowiek ,rozrabia" i Boga nie słucha. Wynikałoby z tego, że człowiek ma prawo wyrażać swą własną wolę i nie podporządkować się Bogu. Bóg „nie dopilnował" i człowiek „coś tam zjadł". Wychodzi na to, że człowiek może okłamać Boga. Oto jest zasada triumfu świadomości. Świadomości, która stawia siebie ponad Boga. Jest to normalne i oczywiste - to jest zasada i prawo świadomości. Dlatego są takie właśnie przypowieści, w których Bóg bardzo dziwnie wygląda. Bóg jak gdyby może wszystko, ale gdy tylko zderza się z człowiekiem - bardzo wiele Mu „nie wychodzi". Człowieka nie jest w stanie uczynić „normalnym". Nie może przewidzieć jego postępowania. Dlatego go karze. Wszystko to wygląda jak dziecinna zabawa, lecz zawarta jest w tym kolosalna filozoficzna potęga. Pozwala ona świadomości na „utrzymywanie się przy życiu", gdy następuje kontakt ze Wszechświatem. Świadomość jest niesłychanie krucha. Jest jak bańka mydlana, która może pęknąć przy zetknięciu z kolosalnym mechanizmem podświadomości. Aby świadomość mogła przetrwać, powinna być ogrodzona, zabezpieczona. W chrześcijańskiej filozofii taką właśnie jest. Jeśli czytała Pani literaturę z zakresu magii, to Pani wiadomo, że pierwszą zasadą maga jest „odłączenie" świata, wyłączenie świadomości w tym celu, żeby ją ocalić. Jeśli wchodzi 011 z otwartą świadomością do świata podświadomości - ginie. W jodze jest podobnie. Jogin patrzy na punkt, zatrzymuje (wyłącza) świadomość i tylko po tym fakcie ma prawo do „wychodzenia gdzieś tam". Wszyscy, którzy nie znają tego elementarnego prawa, wprost giną. Kończą schizofrenią lub śmiercią. Dlatego istnieją zasady pracy z polem (a myśl i pole - to jedno i to samo) i praw tych przestrzegać należy bardzo skrupulatnie.
Nie jest ważne, z jakim schorzeniem przychodzi do mnie człowiek - czy jest to choroba onkologiczna, astma, wrzód żołądka, depresja czy choroby skórne - istotne jest, że zawsze obowiązuje jeden i ten sam schemat. Jego cel jest jeden - przybliżyć człowieka do Boskości. Zachodzi to w sposób następujący: komórka powinna pracować w pierwszym rzędzie na potrzeby organizmu, a na siebie - potem. Komórka kocha najpierw organizm, a potem -siebie. 80% komórka oddaje organizmowi, resztę bierze sobie. Pierwsza myśl komórki - to myśl o organizmie, potem o sobie. Dlaczego? Jeżeli pierwszą myślą komórki będzie myśl o sobie, to zacznie ona powolutku, niepostrzeżenie brać coraz więcej dla siebie i stanie się zrakowaciała. Przestanie podporządkowywać się organizmowi. Paradoks polega na tym, że komórka nie widzi organizmu. Widzi otaczające ją komórki, które dają jej - i tlen, i składniki odżywcze, i wszystko, co niezbędne. Wówczas w komórce może zrodzić się poczucie, że źródłem jej szczęścia są otaczające komórki. Jeżeli to wrażenie będzie się w niej podtrzymywało i zacznie ona pracować według tego schematu, powstanie tkanka rakowata -nowotworowa. Tak, więc komórka, chociaż nie widzi całości organizmu, powinna kochać go bardziej niż to, co jest widoczne i co daje jej szczęście bezpośrednio. Człowiek widzi wokół siebie rodzinę, dzieci, pracę, samochód, działkę i może pomyśleć, że są to źródła jego szczęścia. I pomyli się. Kiedy będzie sądził, że w tym zawiera się jego szczęście, upodobni się do nowotworowej komórki w ciele Wszechświata. Dlatego też człowiek, nie widząc Boga (człowiek Boga nie widział i nie zobaczy), powinien kochać Go bardziej niż wszystko to, co widzi. Ponieważ wszystko, co on widzi jest wtórne! Dlatego w epoce Mojżesza, kiedy ludzie modlili się do złotego cielca, on wpadał w ten tłum i zabijał ich. Dlaczego? Wydawałoby się -cóż może być bardziej naturalne, oczywiste? Złoto daje mi pożywienie, daje mi odzienie, złoto daje mi schronienie. Jest to źródło mojego szczęścia i o nie się modlę. Wszechświat jednak walczy z człowiekiem, który zaczyna pracować wyłącznie na siebie. Skutkiem jest śmierć, zachorowanie cięższe lub lżejsze, rozmaite urazy, albo też utrata „ziemskiego". Na przykład: swoją działkę, swój dom letniskowy stawiam ponad Boga. Wtedy mogę umrzeć i wówczas dacza nie będzie mi potrzebna. Mogę zachorować, a więc szczególnych życzeń nie będę miał. Dacza może także spalić się. O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego istnieją złodzieje? Dlatego, że istnieją ludzie, którzy dla pieniędzy gotowi są wyrzec się Boga.
Oznacza to, że jakakolwiek utrata tego, co ziemskie, nie jest przypadkowa, lecz uwarunkowana moją niedoskonałością. Jeśli spaliła się moja dacza, to prawdopodobnie zbyt się do niej przywiązałem. Jeśli zgubiłem pieniądze, to wskazuje, że zbyt do nich przylgnąłem. W tym momencie niezwykle ważny jest fakt, jak będę reagował. Jeśli będę rozpaczał po utracie pieniędzy, znaczy, że wewnętrznie nie przestałem ich kochać i jeszcze więcej będę je tracił. Jeśli natomiast mam do powyższego zdarzenia stosunek taki, jak wcześniej opisałem -„wszystko wedle woli Boga" - wtedy mój program absolutyzacji pieniędzy zostaje zakończony. Przykładem może być kobieta, która podlega temu procesowi. Otrzymuje męża, który pieniędzy nie umie zarabiać, lub nie ma do tego zdolności, albo mu się nie chce. Taka sytuacja - to jej leczenie. Kobieta, dla której absolutną wartością jest rodzina, dostaje męża, który nie bywa zbyt często w domu. Może on mieć „nieciekawy" charakter lub zawód, który nie pozwala mu przebywać w domu, albo lubi hulanki i pije. Wszystko to również nie jest przypadkowe. Dlatego taka żona może robić wszystko, co zechce, ale jeśli wewnętrznie nie osądza jego postępowania - program absolutyzacji rodziny zamyka się.

R: Nie zdążyłam zakończyć czytania książki w czasie pobytu w Kulu, gdyż przyszła pora powrotu do Delhi. Odjechaliśmy już dosyć daleko, kiedy jeden z członków ekspedycji przypomniał sobie o prośbie radży, byśmy obowiązkowo odwiedzili boginię Nauli w jej własnej świątyni. Nie widziałam tej świątyni i byłam bardzo rozgoryczona pominięciem jej, bowiem związana z nią legenda była niezwykła. W tej właśnie chwili nasz autobus zepsuł się. Dalsza jazda była niemożliwa. Należało wracać i reperować samochód, który nie ciągnął pod górę. Rzecz jasna, zaledwie wróciliśmy do Kulu, niezwłocznie wyruszyliśmy w góry, do świątyni. Po drodze zapominalski student Sasza opowiedział, że był już w niej. Kiedy wychodził z owej świątyni, chciał dać pieniądze braminowi. Tamten odmówił twierdząc, że zapłacimy, bo wszyscy jeszcze wrócimy do świątyni. I oto wróciliśmy. Zaledwie ujrzałam świątynię bogini Nauli, przypomniałam sobie epizod z książki Thomasa Andrew ..Szambala - Oaza Światła". Lama przyprowadził autora do identycznej, jak ta studni, bogini Tany. Powierzchnia wody pokryła się najpierw oparami, a potem stała się jak lustro i Thomas zobaczył naszą planetę. Spowijały ją gęste czarne, szare, czerwone i brązowe chmury. Od czasu do czasu przenikały je intensywne rozbłyski błękitnych, różowych i złotych promieni. Lama rzekł: „Obserwujesz mentalne (myślowe) i emocjonalne wibracje, które wypromieniowuje ludzkość. Szary obłok - to egoizm, zaś niebieskie rozbłyski - to duchowe dążenia mniejszości. Jednak zatapiają je fale strachu, namiętności, trwogi, chciwości i nienawiści. Czarne chmury Ziemi mogą być rozpraszane przez rozbłyski, wypromieniowane jako duchowe reakcje grup ludzkich. Narody Ziemi powinny zrozumieć, że czas ukrzyżowania i dobrotliwych proroków już minął. Zaczyna się walka ponadludzkich sil kosmicznych przeciwko złym mocom Ziemi, które zatruwaj ą przestrzeń Układu Słonecznego. Przemówią one błyskawicami, grzmotami i gwiezdnym deszczem. Tym niemniej istnieje sposób, aby przestroga władców karmy została usłyszana, a którą my, ich słudzy, powinniśmy przekazać. My, strażnicy kulturowego dziedzictwa zaginionych cywilizacji, otworzymy sekretne, tajne magazyny w Egipcie i ukażemy istnienie wysoko rozwiniętej nauki i techniki w dalekiej przeszłości. Na swoich telewizyjnych ekranach widzowie zobaczą oszałamiające zdobycze epoki, które istniały przed tysiącleciami. Wniosek będzie oczywisty. Wy także możecie stać się martwą cywilizacją, w istnienie, której, po upływie 10 tysięcy lat -nikt nie uwierzy. Nie podążajcie za przykładem Atlantydy!"
Kontynuowaliśmy podróż po Indiach. Jechaliśmy łykając kurz i na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów obserwowaliśmy monotonny krajobraz. Należy pobyć w Indiach, żeby się przekonać jak dobrze (w porównaniu z ich mieszkańcami) żyje się nam. Brud i bieda okazują się nie mniej fantastyczne, niż rozkosze przyrody. Ale ludzie są czyści i bezpośredni jak dzieci. Mało różniła się też od innych droga do świętego miasta Brindawan, gdzie zaproszono mnie do aszramu pewnego mahatmy. Na bazie tego aszramu Swami Sri Padżi utworzył duchowy uniwersytet. Sądziłam, że odwiedzę go przelotnie, ale stało się inaczej. Aszram mieścił się w pięknym pałacu, którego architektura uwzględniała wszystkie osobliwości tutejszego klimatu i sposobu życia. Nad wejściem był sanskrycki napis - dewiza akademii. Przetłumaczono mi go następująco: „Współcześni uczeni przywracają starożytną wiedzę". Omal nie upuściłam kamery: przecież mottem moich programów ,bumerang" jest właśnie „Powrót starożytnej wiedzy na płaszczyznę naukową"! To nie mógł być tylko przypadek... Postanowiłam nie wyjeżdżać, zanim nie spotkam się ze Swamim Sri Padżi (co w przekładzie znaczy „idący śladami Boga"). Spędziłam trzy dni na oczekiwaniu. Chociaż on sam prawie się nie pojawiał, czułam bezustannie jego obecność. Zezwolono mi na filmowanie wszystkiego i wszędzie, z czego też korzystałam. Moją uwagę przykuł do siebie od razu młody człowiek o imieniu Neki. Nie wiem, jakie jest jego prawdziwe imię. W przeszłości był znanym międzynarodowym dziennikarzem i czołowym społecznym działaczem Lidii, człowiekiem błyskotliwym, wykształconym i bogatym. Jedno jedyne spotkanie ze Swamim zmieniło jego los. Porzucił świeckie życie i długo walczył o prawo zamieszkania w aszramie. Wreszcie uzyskał zezwolenie pod warunkiem, że będzie zamiatał podwórze. Zgodził się. Było to 11 lat temu. Dopiero przed rokiem przeniesiono go do kuchni. Przez cały dzień obserwowałam go, wreszcie postanowiłam zadać retoryczne pytanie: czy nie żałuje swego wyboru? Przetłumaczenie odpowiedzi nie było potrzebne - jego oczy, to oczy szczęśliwego człowieka. Było mi jednak smutno, mimo wszystko wydawało się, że rację ma Łazariew...

Ł: Rzecz w tym, iż struktura duchowa ludzkości w miarę upływu czasu ulega rozlicznym, decydującym zmianom. Taki jest rozwój, „do tej samej rzeki nie można wejść dwa razy". Dlatego doświadczenia sprzed tysięcy lat... Otóż, gdy przeglądałem (starożytne) modlitwy, widziałem, że „pracowały" one w określony sposób przez dwa tysiące lat. Teraz jest inaczej. Ich wpływ, ich działanie - jest o wiele słabsze. To znaczy - są mantry, które już „zgasły", które już „nie pracują". „Pracowały" doskonałe 6 tysięcy łat temu. Teraz są one szkodliwe, ponieważ zmieniła się energetyka. A energetyka - jest to nasze pojmowanie świata. Czy zmienił się nasz stosunek do świata? Zmienił. To znaczy, że system (duchowy) powinien być adekwatny do sposobu widzenia świata. W związku z tym każdy, kto zaczyna zajmować się jogą lub czymś, co „pracowało" znakomicie 4 tysiące lat temu, zmierza przeciwko Boskości. Taki człowiek, „rozwala" sobie karmę i wszystko inne. Ponieważ absolutyzacji a jakiejkolwiek metody, wziętej z przeszłości - to zawsze przegrana. Człowiek powinien reagować i postępować odpowiednio do czasu, w którym żyje. Aktualny czas wymaga od człowieka, aby był joginem i człowiekiem „ziemskim" równocześnie. A jest to bardzo trudne. Księgi piszą o tym, co można osiągnąć dzięki jodze. Jednak teraz nie da się tego osiągnąć - księgi opisują doświadczenia sprzed paru tysięcy lat. O ile dawniej, na drodze określonych ćwiczeń, można było uzyskać jakiś efekt, to obecnie nie. Może być efekt zewnętrzny, jednak wewnętrzny rezultat będzie zupełnie inny. Obserwowałem przez cały rok struktury pola pewnego młodego człowieka, który przez cały ten czas jadł tylko skiełkowano ziarna pszenicy. Stwierdziłem, że w jego polu pojawiła się ogromna duma i agresja. Zobaczyłem deformację struktur duchowych. Wszystko dlatego, że tę skiełkowaną pszenicę postawił ponad Boga. Uczynił z niej bożyszcze. Oznacza to, że nasz stosunek do świata może nas zdławić lub podźwignąć. Jakakolwiek absolutyzacja czegoś, jakiekolwiek ukierunkowanie, prowadzące do czynienia bożyszcza (z czegokolwiek lub kogokolwiek) okazuje się odcięciem, odwróceniem od całego Wszechświata. Taki efekt daje zasada postawienia czegoś ponad Boga. Jest to kolosalne naruszenie duchowe, które charakteryzuje obecnie bardzo wielu ludzi, również hinduskich bardzo uduchowionych działaczy. Obecnie człowiek może być „mnichem w świecie". Powinien być świętym i człowiekiem czynu - jednocześnie. Człowiek, który chce być tylko działającym - „nie istnieje". Także ten, kto pragnie być tylko świętym, również wkrótce przestanie istnieć. Tak jest, choćby nas to dziwiło.

R: Drugie spotkanie było dosłowną ilustracją powyższych słów: przekazano mi prośbę Swamiego, abym poszła na medytację. Ustawiłam kamerę i przygotowałam się na grzecznościową nudę, gdy Natalia Michajłowna (nasz mdolog) zapytała czy wiem, kto gra na instrumencie. Okazało się, że to naczelnik tutejszego więzienia, najlepszy z uczniów Swamiego. Wiele razy prosił Swamiego, aby pozwolił mu opuścić zajmowaną posadę, lecz ten się nie zgadzał, uważając, że obecnie trzeba być „świętym" w społeczeństwie. Jego więzienie to coś unikalnego. Tak minął dzień, a Swamiego nie udało mi się zobaczyć. Po kolacji zapytałam Natalię Michajłowna, czy odpowie on na moje pytania. „Nie wiem" -ledwie zdążyła odpowiedzieć, kiedy równocześnie zauważyłyśmy na drzwiach napis, którego nie było, gdy udawałyśmy się na kolację. Podchodząc bliżej - przyjrzałyśmy się mu. Napis głosił: „Pod drzewem w milczeniu siedzi nauczyciel. Przed nim w milczeniu siedzą uczniowie, lecz on odpowiedział im na wszystkie ich pytania".

Część II

R: Każdy, kto przeczytał „Diagnostykę karmy" łatwo zrozumie, dlaczego natychmiast po powrocie do Rosji, pomknęłam do Sankt-Petersburga, do Łazariewa. Miałam zbyt wiele pytań. W ciągu trzech dni spotykałam się z Siergiejem Nikołajewiczem i rozmawiałam z nim wszędzie - w aucie, w domu, w gabinecie, a także w czasie przerw w przyjęciach pacjentów.

Ł: W mojej pierwszej książce mówiłem o badaniach, które pozwoliły na wyciągnięcie jednoznacznego wniosku. Agresja, nienawiść, poczucie krzywdy - to potencjalna choroba, to choroba w przyszłości. To jest wyraźnie połączone. Osądzanie, poczucie krzywdy, zazdrość, nienawiść - dają chorobę. To wszystko odkłada się w naszej podświadomości i jest przekazywane dzieciom, wnukom. Choroba - to nieprawidłowy światopogląd. Nie ma dziedzicznych chorób, to tylko określony światopogląd jest dziedziczny. Dlaczego tak się dzieje? Nasz światopogląd, nasza emocjonalna reakcja na wszystko - to właśnie nasze pole. Jeden i ten sam program, jedno i to samo postępowanie, dają zupełnie inny efekt z zewnątrz i od wewnątrz. Dlaczego? Zewnętrznie - stykamy się z tym światem, z tym oto pokojem, w którym siedzimy. Wewnętrznie - kontaktujemy się z całym Wszechświatem, z Bogiem. Dlatego zewnętrzna agresja jest dla Wszechświata obojętna, ale agresja wewnętrzna - jest dla tego Wszechświata bardzo niebezpieczna. To właśnie ona jest blokowana, bo wszystko wewnętrzne jest dla Wszechświata niebezpieczne. Dlatego Chrystus mówił:, .Pokochaj wrogów swoich!". Oznacza to, że z wrogami na zewnątrz można walczyć, ale wewnętrznie powinno się ich kochać. Ponieważ każdy mój wróg - jest na poziomie subtelnym zjednoczony ze mną. On jest mną. Takie właśnie wewnętrzne przyjmowanie tego, co się zdarza, pozwala człowiekowi być zdrowym. Moje badania mówią, że to, co dzieje się z człowiekiem, jest w pełni określone przez kody informacyjne jego pół. Oznacza to, że jakiekolwiek spotykające mnie zdarzenie, wyraźnie odpowiada memu polu. Jeżeli zmieni się konfiguracja pól - zmienią się okoliczności, które będą mnie dotyczyły. Stąd wniosek, że dowolne zdarzenie, które zachodzi z moim udziałem - „pracuje na mnie". Duchowe struktury, wg stopnia ważności, stanowią - 97%, a fizyczne tylko - 3%. Zasadnicze działanie ukierunkowane, więc jest na struktury duchowe. Jeżeli równocześnie myślimy logiką duchową i ziemską, wówczas rozumiemy, że dowolna sytuacja „pracuje" dla naszego dobra. Kiedy człowiekowi coś zostało dane, coś otrzymał - cieszy się i składa dziękczynienie Bogu. Jeśli to traci - nie cieszy się, jednak błogosławi Boga. W pierwszym przypadku - zostało dane ciału, w drugim - duchowi. W każdym przypadku człowiek „wygra". Bowiem każde zdarzenie, zachodzące z jego udziałem, „pracuje" na jego dobro. Jeżeli to czuje i wewnętrznie rozumie - ten człowiek jest już zdrów. Na przykład: dusza danej kobiety „zakotwiczyła się" na rodzinie, na stosunkach rodzinnych. Oznacza to, że każdy człowiek, który zerwał z nią stosunki, zdradził, odwrócił się, „zatruł" relacje - jest tym, który ją zbawia. Odbiera on w bezwzględny sposób (surowy dla ciała, a potrzebny duchowi) to co ziemskie, przybliżając ją do Boskości. Kobieta nie zawsze wie, czy jest „zakotwiczona" na stosunkach rodzinnych, czy nie. Jeżeli reaguje na zerwanie z ukochanym człowiekiem nienawiścią, osądzaniem, zazdrością, to znaczy, że jej „przylgnięcie" jest bardzo silne. Kiedy dana kobieta ma świadomość silnie „uczepioną" do relacji rodzinnych, to jest przygotowywana do życia rodzinnego następująco. Będąc młodą dziewczyną, uczennicą, przyjaźni się z kolegą z klasy. Zaczyna się zażyłość. To normalne. Nagle chłopak zakochuje się w innej dziewczynie, a poprzedniej nie chce znać. Czy jest to wstrząs? Tak, wstrząs, uraz. Dlaczego doszło do niego? Ponieważ im lepsze będą relacje z tym chłopcem, tym silniej jej dusza „zaczepi się" o te relacje. Tym silniej włączy się program rozpadu Wszechświata. Tym mniejsze będą szansę życia tej dziewczynki. Znaczy to, że dziewczyna ustawicznie będzie przeżywała zerwania z ukochanymi, ponieważ ukochanego „czepia się" ona silniej. Otóż właśnie jej stosunek do tych wydarzeń ustali, czy będzie chorowała, czy będzie miała dzieci i czy te dzieci będą zdrowe i szczęśliwe. Jeśli wewnętrznie odczuwa ona harmonię świata i potrafi - nie przyjmując z zewnątrz - przyjąć wewnętrznie, wówczas takie zerwanie stosunków będzie ją kierować ku górze. Jakikolwiek uraz, każdy dowolny stres - rodzi wybuch energii. Może się ona przekształcić w agresję, jeśli człowiek „uczepiony" jest spraw ziemskich. Skierowuje się ona wówczas przeciwko innym lub przeciwko sobie. Ale może też stać się energią silnego pchnięcia do rozwoju, energią podążania w górę. Dawniej, gdy człowiek tracił, mówił: „Boże, to jest Twoja wola". Dzięki tej wewnętrznej orientacji, wszystkie jego siły kierowały się na wzmożenie kontaktu z Boskością. Co z tego wynikało? Jeśli ukradziono mi pieniądze, modlę się i mówię: „Boże, daj mi miłość do Ciebie większą niż do pieniędzy!". Jeżeli spłonęła moja dacza, wewnętrznie rozumiem, że prawdopodobnie zapomniałem o Bogu, a „zapomniałem się" dla daczy. Właśnie takie, w pewnej mierze intuicyjne (a przecież dane nam w przykazaniach) podejście do świata - czyni człowieka harmonijnym. Kiedy człowiek wewnętrznie nie przyjmuje tego, co zaszło - nie przyjmuje zbawienia. Włącza się wówczas program agresji w stosunku do całego Wszechświata. Agresja ta zaczyna być wtedy unieszkodliwiana poprzez choroby. W przeciągu ostatnich 300-tu lat ludzkość, pracując wyłącznie na siebie, funkcjonuje jak guz nowotworowy na ciele Wszechświata. Jeśli „nie przełączy się" na Boskość - stanie się niezdolna do życia. Problem polega na tym, że zwyczajne wyłączenie tego, co ziemskie -obecnie nie jest możliwe. Aktualnie można przeżyć, funkcjonując na dwóch płaszczyznach równocześnie: zachowując ziemski porządek oraz usilnie skierowując się na kontakt ze wszystkim Prawdziwie Istniejącym. Właśnie to dążenie przejawia się w formie absolutnej wewnętrznej akceptacji tego, co się dzieje. Komórka nie zna logiki organizmu, lecz wewnętrznie akceptuje ją. Właśnie to, nie zawsze zrozumiałe odczucie, że „wszystko, co się wydarza - jest sprawiedliwe", nazywamy szczęściem. A najważniejszy wniosek - człowiek przeżywa lata i całe dziesięciolecia z określonym światopoglądem i to determinuje jego przyszłość. Jeżeli zmienia on swój stosunek do przeszłości, to zmienia się także jego przyszłość. Czyli - jeśli zrobimy przegląd życia i wydarzeń, które się w nim pojawiły oraz zmienimy stosunek do nich — zmienimy naszą przyszłość.

R: Przypomniał mi się epizod, o którym opowiedział Siergiej Nikołajewicz w drodze na zdjęcia.

Ł: Przychodzi do mnie pacjent, który mówi, że umierają jego bracia oraz ich żony. Wymiera cały ród. Powiedziałem: Pańska babka ze strony ojca zapoczątkowała nieprawidłowy stosunek do Wszechświata. To się w waszej rodzinie nasila i powoduje wymieranie rodu. Kobieta ta miała olbrzymie, prawie śmiertelne przywiązanie - do poczucia dumy, do rodziny i do pieniędzy. Przeniosła to wszystko z poprzedniego życia, ale mogła me podejrzewać siebie o to. Nie uświadamiała sobie obecności tych przywiązań. Przypominała kapitana, który się obudził i niby robi wszystko idealnie, ale okręt biernie unosi się na fali. Oznacza to, że ta jej sfera powinna być leczona. Mój pacjent zdziwił się i powiedział: „To niemożliwe, babcia była wspaniałym i dobrym człowiekiem. Miała ośmioro dzieci. Nie powiedziała nigdy nikomu złego słowa. A Pan mi mówi, że ona była pełna pychy!". Wyjaśniłem, że podświadoma pycha, podświadoma duma, może wcale się nie przejawiać. Jednak można ją leczyć i trzeba leczyć skutecznie, aby ją wstrzymać. Ponieważ podświadomość wpływa na Wszechświat. Dlatego ta kobieta musiała otrzymać męża, który powinien ją obrażać i poniżać (blokowanie dumy), nie przychodzić do domu (blokowanie patologicznego przywiązania do rodziny) i nie dawać jej pieniędzy (blokowanie przywiązania do pieniędzy). Jej mąż, jak się okazało, taki właśnie był. Pracował jako odźwierny, popijał, wyganiał ją. Ona zaś była cudownym, dobrym człowiekiem. Jednak nie akceptowała tego wszystkiego, a skoro nie akceptowała - proces ulegał nasileniu. Bracia pacjenta umierają więc z powodu dumy. Dlaczego umierają ich żony? Dlatego, że dumny człowiek jest zazdrosny, aż do nienawiści, a jego zazdrość - zabija żonę. Ród wymiera, ponieważ dobra, wrażliwa i przyjazna kobieta osądziła kogoś, kto nieprawidłowo się prowadził (według kryteriów ziemskiej logiki). Człowiek czterokrotnie odpowiada za to, co uczynił. Po pierwsze - za to, co zrobił w przeszłych żywotach. Po drugie - za to, co zrobił w obecnym życiu. Po trzecie - za to, co przekazał dzieciom. Po czwarte - za to, co przekazał wnukom i prawnukom. Czasem człowiek zachorowuje, by odpracować to, co (niewłaściwego) przekazał dzieciom lub wnukom. Dlatego choruje, żeby oczyścić struktury duchowe i żeby jego potomkowie zostali wśród żywych. Tak to wygląda. Do czego może doprowadzić brak wewnętrznej akceptacji? Rodzi się agresja, osądzanie, nienawiść. Osądzanie męża powoduje dumę. U dzieci ta duma zwiększy się. Zazdrość o męża spowodowana jest nadmiernym przywiązaniem do rodziny. U dzieci będzie ono jeszcze większe. Istnieją dwie logiki — ziemska i Boska. Weźmy na przykład kobietę, którą według kryteriów ziemskiej logiki jakiś mężczyzna - m z tego, m z owego - obraził i znieważył. Jeżeli posługuje się ona tylko ziemską logiką, to osądza go, obraża się itd. To zaś oznacza, że kieruje się ona zasadą komórki nowotworowej, co pracuje wyłącznie na siebie. Jeśli jednak mówi: ,Bóg będzie ci sędzią", to funkcjonują w niej już dwie logiki. Początkowo ziemska, która za jakiś czas zamyka się. Potem zaczyna pracować logika Boska:, Jeśli on tak postąpił, to znaczy, że tak nim pokierowano". Każda komórka prowadzona jest przez organizm w około 90 - 98%. Człowiek także jest prowadzony przez Wszechświat i Boga w 80 - 98%. Każdy człowiek jest w pierwszym rzędzie wykonawcą, a następnie autorem. Oznacza to, że najpierw każdym z nas „czynią", a potem - my czynimy. To, co nazywamy podświadomością, warunkuje sposób postępowania każdego człowieka. Przy czym świadomość kieruje postępowaniem maksymalnie w 20-tu procentach. Podświadomość - to pole, które kontaktuje się ze Wszechświatem. Każdy człowiek, to w pierwszym rzędzie wykonawca. Stąd wniosek, że jakikolwiek człowiek, który uczyni mi coś nieprzyjemnego - jest narzędziem. Poprzez niego coś jest „dokonywane". Kiedy to prawo rozumiem - odczuwam mądrość tego, co zaszło. W jakimś momencie pojawia się osądzanie, obrażam się. Potem jednak w głębi czuję, że to, co się stało - nie jest przypadkowe. Na przykład: jakiś człowiek choruje - współczuję mu i pomagam. Robię wszystko, aby mu ulżyć. Jednak wewnętrznie czuję - to nie jest przypadek, to nic spotyka go przypadkiem. Taki właśnie dwoisty stosunek rodzi liannonię. Jeżeli zaczynani głęboko współczuć, zaczynam współczuć mu wewnętrznie - zaprzeczam temu, iż choroba zbawia jego duszę. Wówczas także i ja mogę zachorować. Jeśli człowiek choruje i męczy się, ja natomiast „pluję na to" - również mogę zachorować. Ponieważ jest to zdrada i odtrącenie człowieka. Dobre zdrowie i normalny los gwarantują nam wyłącznie: absolutna wewnętrzna akceptacja zaistniałych, zdarzeń oraz zewnętrzna zmiana tego, co nazywamy światem. Kiedy ,,punkt oporu" dotyczy pieniędzy - pieniądze stracimy. Wszystko wtedy łatwo się zrównoważy - dusza odbuduje się, odnowi. Moja dusza „przylepiła się" powiedzmy, do daczy. Staje się wtedy pełna dumy i agresji. Dacza się spaliła - dzięki temu jestem w równowadze. Jeśli „punkt oporu" dotyczy zdolności, duchowych jakości lub rozumienia świata (to wszystko także jest „ziemskie"), trudniej jest to usunąć. Jak to wygląda? Oto przychodzi do mnie człowiek, któremu mówię, żeby nie robił głupstw, l cn robi je nadal. Jeśli go zaczynam osądzać, znaczy - „uczepiłem się" rozumienia świata. A to daje bardzo silną „pożywkę" dla pychy: „ja mam rację, a on nie ma racji". Każdy człowiek tępy, mądry, zdolny, uparty, każdy - prowadzony jest przede wszystkim przez Wszechświat prowadzony jest przez Boga. Jeśli osądziłem tępego - jestem uzależniony" od zdolności i sposobu rozumienia świata. Rodzi się dziewczynka, ma olbrzymią dumę. Otrzymuje takich rodziców, którzy ją świadomie lub nieświadomie poniżają i obrażają. Tak oto ratowane jest jej życie. Jeżeli tego wewnętrznego programu nie ma - zaczynają się choroby. A propos - jąkanie się - bardzo skutecznie blokuje dumę. Jeśli mało tego wszystkiego - pojawia się ciężka patologia, do śmiertelnej włącznie. Teraz właśnie przekazałem tę informację, którą podaję zwykle podczas leczenia.

Cześć III

Ł: Rozmawiałem niedawno z pewną kobietą, która mi mówi:,,Facet - to tępawe domowe stworzenie, do którego trzeba zwracać się spokojnie itd." Powiedziałem: „Mam inny pogląd. Twierdzę, że najbardziej tępy, prymitywny „chłop" jest bliższy Boskości, ma większy z Nią kontakt, niż jakakolwiek, najbardziej uduchowiona kobieta". Rozmówczyni śmieje się i mówi: „Cóż, ma Pan swoje powiedzonka, a ja swoje!". Odpowiadam:,,Z tą tylko różnicą, że ja nie mam choroby nowotworowej, a Pani ją ma". Proszę zauważyć:, kiedy mężczyzna osądza kobietę - dochodzi do naruszenia zasad i będzie on z tego powodu chorować. Jednak, gdy kobieta osądza mężczyznę, zwróci się to także przeciwko niej, lecz może się skończyć trzy razy tragiczniej. Dlaczego? Ponieważ (jest przykazanie): „Będzie się bala żona męża swego". Oto tak. Otóż wartość życia kobiety jest 3-krotnie większa niż mężczyzny. Kobieta powinna rodzić. Powinna, więc, co najmniej trzy razy bardziej, dbać o swoje ciało. To oznacza, że kobieta jest trzy razy bardziej „zaziemiona". Jej duma jest, więc 3-kroć silniejsza niż duma mężczyzny. A dumę, pychę - leczy się przy pomocy poniżenia. Dowolna kobieta, aby pozostawać w równowadze, musi być (mniej więcej) trzy razy bardziej poniżana, obrażana i znieważana niż mężczyzna. Jej gotowość do przyjęcia poniżenia powinna być trzy razy większa niż u jakiegokolwiek mężczyzny. Kobieta jest „grzeszna" od początku, ponieważ jest „zaziemiona" - bliższa ziemi, bliższa diabłu, mówiąc prostym językiem. Aby kobieta była na tym samym poziomie, co mężczyzna, musi mieć etykę 3-krotnie wyższą. Jej dążenie do Boskości winno być trzy razy silniejsze niż u mężczyzny. Dlatego absolutna większość kobiet bardziej subtelnie odczuwa, bardziej skłania się ku pięknu niż mężczyźni. To także oczywiste. To znaczy - kobiety mają „szerszą amplitudę". Istnieją spostrzeżenia, że wszyscy geniusze mieli niepospolite matki, właśnie matki. Dlaczego? Kobieta ma większe „uziemienie", lecz jeśli go pokona - dostaje „pchnięcie" w dążeniu ku Boskości. Mężczyzna zawsze jest bliżej Boga. Ponieważ, rzec można, własne ciało nie jest dla niego ważne. Dlatego mężczyzna może sobie „porozrabiać" i nie dążyć „w górę". Ale kobieta powinna dążyć. Wówczas przekazuje to dążenie swoim dzieciom. Wniosek stąd taki, że grzech pierworodny kobiety warunkuje dążenie jej dzieci do Boga. A jeśli to nie są rodzone dzieci? Sprawa polega na tym, że coraz więcej widzę (i takich spraw jest większość) następujących przypadków. Jeśli kobieta ma wysoki poziom zdolności, to rośnie jej „przylgnięcie" do zdolności, image'u, itd. Może to przekazać swemu dziecku w tak niebezpiecznym stopniu, że dziecko stanie się niezdolne do życia. Aby temu zapobiec - dochodzi do faktycznego unicestwienia tej kobiety. Albo, jeśli to niemożliwe - jej dziecko urodzi się z innej matki (jej potencjalne dziecko). Dzieje się tak, dlatego, aby jej „zaprogramowanie" nie zaszkodziło potomkowi. Niedawno badałem pewną kobietę i zobaczyłem, że jest ogromnie zazdrosna. Zazdrość - to program unicestwienia męża oraz, oczywiście, potomstwa płci męskiej - a więc syna. Jej syn mógłby zginąć. I oto ten syn musi urodzić się z innej kobiety. Potem wraz z mężem spotykają się ze swoim synem i adoptują to dziecko. Wtedy ten program „śpi". Kiedy oglądam przypadki adopcji dzieci, widzę, że w zasadzie są to te same dzieci, które te kobiety rodziły w poprzednich żywotach. Jednak z różnych przyczyn dzieciom tym nie zostało dane, aby były zbytnio zjednoczone z nimi. Dlaczego? Np. w Indiach wszyscy mówią - wspaniałe osiągnięcia, rozwój nieprawdopodobnych talentów i przy tym - nie wolno mieć dzieci. Dlaczego? Kiedy dochodzi do rozwoju talentów i wszelkich innych przymiotów, człowiek przywiązuje się „nieprzytomnie" do tych swoich zalet. Jego dziecko będzie już z tego powodu niezdolne do życia. I taki człowiek powinien odpowiedzieć za to, że okaleczył dziecko. Z tego powodu ten człowiek powinien zachorować lub umrzeć. Wszyscy, więc stopniowo zauważali następującą „zależność": chcesz otrzymać nadzwyczajne zdolności - nie miej dzieci. Jednak prawda jest następująca: to kiedyś funkcjonowało, ale teraz już „nie pracuje". Obecnie każdy człowiek powinien się nauczyć:, mając wiele - nie przywiązuj się do tego". Ludzkość dojdzie nieodwołalnie do realizacji tej zasady.

R: A jak stać się szczęśliwym?

Ł: Można zacząć od tego, aby nie przejawiać do nikogo pretensji. Jest to punkt wyjścia, od którego człowiek rozpoczyna. Jednak u podstaw rzeczywistego szczęścia leży uczucie miłości człowieka - najpierw do Boga, a potem - do wszystkiego innego.

R: Czy warto starać się o wizytę u Pana i czy da ona więcej niż przekazaliśmy to w audycji?

Ł: Jakiekolwiek wtargnięcie w struktury czyjegoś pola, to już naruszenie wyższych praw. Człowiek, który przychodzi do mnie na wizytę, bardzo wiele otrzymuje. Otrzyma on jednak wielokrotnie więcej, jeżeli samodzielnie zrobi wszystko na podstawie powyższej informacji. W tym programie przekazuję taką samą informację, jaką daję przy osobistym zetknięciu się z pacjentem Nic się praktycznie nie zmienia. W każdym razie na dzisiaj - to wszystko. Być może za miesiąc dowiem się jeszcze czegoś nowego.

R: Następnym razem porozmawiamy o mężczyznach. Także o problemach, których nie rozwiązuje nawet samobójstwo. O karmie naszych zwierząt domowych. I jeszcze o wielu innych sprawach...

Ł: Samobójstwo - to nie zaakceptowanie sytuacji. Dumni ludzie kończą swoje życie samobójstwem. Dlaczego? Powstają okoliczności, w której doświadczam cierpień, a cierpienia dotykają mnie, dlatego, że jestem przywiązany do spraw ziemskich. Natomiast, kiedy moja dusza nie „zrasta się" z ziemią, to nawet, gdy „ziemskie" ulega zniszczeniu, dusza czuje się normalnie. Jeżeli dusza zaczęła lgnąć ku, ziemskiemu", zaczęła czynić z czegoś bożyszcze, wówczas męczy się, gdy to „ziemskie" się rozpada. To tak, jakby ubranie przyrosło do ciała. Aby uratować, trzeba „oderwać z mięsem". Otóż, gdy zaczynają od człowieka „odrywać z mięsem", powinien się wznieść ponad ziemskość. Jeżeli nie rozumie, że to podstawa jego ocalenia, to nie pogodzi się z daną sytuacją. Zakończy życie samobójstwem. Dlatego człowiek wierzący rozumie, że jakakolwiek zdarzająca się przykrość - to leczenie jego duszy. Człowiek wierzący zawsze był daleki od samobójstwa. Dlatego samobójców grzebano poza ogrodzeniem. Samobójstwo - to duma, to brak pogodzenia się z sytuacją, czyli zasada komórki nowotworowej: „nie zgadzam się z organizmem, który tak mnie traktuje". Człowiek, który skończył jako samobójca, w następnym wcieleniu musi ten program zamknąć. Jak to zrobić? Wszystko jest bardzo proste. Jeśli nienawidziłem swojego ojca z powodu pieniędzy, w przyszłym wcieleniu będę postawiony w takiej sytuacji, że ojciec ogołoci mnie do reszty, zabierze wszystkie pieniądze. Z punktu widzenia logiki „życiowej" powinienem go znienawidzić. Jednak ten program zlikwiduję tylko wtedy, gdy będę działał wbrew logice „życiowej", kiedy ją „odłożę" i posłużę się logiką Boską. Powiem: „mimo wszystko, nie będę osądzał!". Jeżeli popełniłem błąd, to w następnym życiu otrzymuję sytuację po trzykroć gorszą. I muszę jej sprostać, i muszę zamknąć program. Dlatego, że na tym poziomie wszystko odbywa się na odwrót. W codziennym życiu jest tak: nie możesz udźwignąć dwóch worków, to nieś jeden. A na poziomie duchowym - nie możesz nieść jednego, to dźwigaj dwa. Nie potrafisz nieść dwóch - nieś trzy. Wcześniej, czy później -człowiek je poniesie. Tak więc samobójca, który skończył ze sobą z powodu utraty pieniędzy, w następnym życiu będzie je tracił bezustannie. Nie będzie miał pieniędzy i całe jego życie stanie się koszmarem tracenia pieniędzy. Wcześniej, czy później - nastąpi zrównoważenie. Dziewczęta kończą życie samobójstwem nie, dlatego, że nie są kochane przez swoich chłopców, ale ponieważ stawiają rodzinę ponad Boga. Dochodzi do absolutyzacji rodziny. Jest to jedno z najsilniejszych ogniw zaczepienia o sprawy ziemskie. Aby taka dziewczyna została ocalona, powinny ulec zerwaniu więzi z chłopcem. To jest jej zbawienie. Jednak ona nie przyjmuje tej sytuacji - dochodzi do samobójstwa. W następnym, więc życiu, aby nie powtórzyło się jej samobójstwo, nie powinna mieć rodziny. Dziewczyna albo urodzi się kaleka, przeczuwając, że rodźmy mieć nie będzie; albo jako zupełna „pokraka", albo jako kobieta bezpłodna albo, albo... itd. Po prostu nie będzie jej dozwolone posiadanie rodziny. Dlatego, by znowu nie skończyła życia samobójstwem, I oto przeżywszy życie bez rodziny, męcząc się, powolutku będzie się podnosiła, wychodziła z tego programu. Później, w następnym życiu, jeszcze raz będzie miała stworzoną taką samą sytuację, a nawet jeszcze bardziej trudną. Powinna jej sprostać, powinna wznieść się ponad utratą ziemskiego. Wtedy wszystko zostaje przywrócone. Tak więc człowiek odpracowuje jakiś konkretny program w przeciągu kilku żywotów, czasami przez 3-5 wcieleń. Kiedy człowiek ma jakiś (niewłaściwy) program, to niekiedy widzę: czeka go od 5-ciu do 8-miu przyszłych wcieleń, w których powinien odpracowywać jedną i tę samą sytuację. Jednak, z jakich konkretnych powodów może dochodzić do samobójstwa? Są to relacje rodzinne i duma. Gdy człowiek ma mniejszą dumę, zerwanie stosunków wytrzyma łatwiej. Duma - to nie pogodzenie się z sytuacją. Skąd się bierze duma? Po pierwsze - z osądzenia innych ludzi:, jeśli tamten człowiek to tępak, wówczas ja - automatycznie - mądry. Jeśli ten jest niegodziwy, to ja - automatycznie - uczciwy. Osądzając innych - rozkręcam w sobie mechanizm braku akceptacji Wszechświata. Dlatego Chrystus powiadał: „Nie sądź, a nie będziesz sądzony". Wówczas nie mógł On wyjaśnić, dlaczego nie wolno osądzać. Mówił po prostu „Oto róbcie tak!". Teraz przyszedł czas, że można to wyjaśnić. Jest to czas świadomej pokory, gdy człowiek nie przyjmuje niczego fanatycznie, lecz ze zrozumieniem. Pojmuje, że jest to niezbędne, że leczy to i rozwija jego struktur,' duchowe.

R: Przekazano Panu list młodej dziewczyny, która pisze, że coraz częściej myśli o samobójstwie. Przy czym jakiejś konkretnej przyczyny swego stanu nie znajduje. Rosła jako dziecko pełne radości, a teraz zte myśli przychodzą same. Nie chce się jej żyć. Takich listów, jak ten, przychodzi wiele. Czy może Pan powiedzieć jakąś wspólną prawdę o podobnych sprawach?

Ł: Żadna sytuacja nie jest przypadkowa. Sprawa wewnętrznej depresji u tej dziewczyny związana jest z głęboką przyczyną. Otóż człowiek, który „uczepił się" czegoś „ziemskiego" i który nie chce, by mu to wydarto - wyrzeka się Boga. Przecież poprzez utratę „ziemskiego" dusza oczyszcza się. poprzez odejmowanie ciału - dodaje się duchowi. Brak akceptacji dla konkretnej sytuacji - to wyrzeczenie się Boskiego. Ta dziewczyna ma potężne przywiązanie do rodźmy oraz ogromną dumę. A to oznacza, że będzie kurowana przy pomocy człowieka, który ją zdradzi, z którym się pokłóci, i który odwróci się od niej. Jej duma będzie leczona przy pomocy osoby, która ją poniży i obrazi.

R: Czy jej duma przejawia się w ten sposób, że dziewczyna wszystkich osądza i nie akceptuje sytuacji?

Ł: To bardziej-skrajny przypadek. Rzecz w tym, że kiedy zepsują się relacje, będzie ona zazdrościć i nienawidzić do szaleństwa. Dlatego są w niej dwa potężne programy: pierwszy -zniszczenia męża i drugi - zniszczenia własnych dzieci. Jeśli człowiek jest rozwinięty duchowo, takie programy zwracają się przeciwko niemu. Program zniszczenia innych zwraca się wówczas przeciwko „nadawcy". Pojawia się wtedy ogromna niechęć do życia, co właśnie przejawia się u tej dziewczyny. Po to, by nie zabić męża i nie zabić dzieci, jak gdyby zabija ona siebie.

R: Co robić w tej sytuacji?

Ł: Wyjście z tego położenia jest bardzo proste. Dziewczyna powinna przeanalizować całe dotychczasowe życie i uświadomić sobie, co jest dla niej najbardziej bolesne. Najbardziej bolesne będzie dla niej, gdy zostanie obrażona, ponieważ jest dumna. Najbardziej bolesne będzie, gdy ją ktoś poniży w jakiejś sytuacji. Najbardziej bolesne będzie dla niej zerwanie stosunków, relacji. Bolesny punkt łatwo jest wyszukać, każdy człowiek poczuje go od razu. Dlatego powinna modlić się codziennie, nieustannie: Boże, kocham Cię bardziej niż rodzinę, ukochanego człowieka i siebie". Ta oto modlitwa, którą daję pacjentom, działa właściwie na wszystkie struktury duchowe. Człowiek modląc się, powinien poczuć, że to, co Boskie, jest dla niego ważniejsze niż ziemskie. Ważniejsze nawet niż własny los. Każda nieprzyjemna sytuacja „pracuje”, bowiem na konto struktur duchowych. Jeśli ta dziewczyna w chwilach modlitwy, uświadamiając sobie najważniejsze bolesne momenty i nieprzyjemne sytuacje, zacznie odczuwać miłość — to już dobrze. Pewien młody człowiek mówił mi: „Nieprawdopodobne, pokłóciłem się z żoną, która w ogóle nie chce mnie widzieć, a we mnie jest jakieś poczucie radości". Odpowiedziałem: „Gratuluję, zachodzi w tobie proces równoważenia". Nie znaczy, że trzeba wówczas krzyczeć z radości. Powinno to przebiegać wewnątrz, ponieważ człowiek powinien to przyjąć wewnętrznie. Człowiek składa się z dwóch zupełnie przeciwstawnych połówek. Jedna zwrócona jest ku sprawom ziemskim. Może ona cierpieć i obrażać się. Druga, skierowana ku Bogu, powinna wyłącznie radować się, i tylko dziękować, i tylko przyjmować. Niechęć do życia u tamtej dziewczyny jest powolnym „przetwarzaniem" programu, skierowanego przeciwko mężowi i własnym dzieciom. Programu, który mógłby ich zniszczyć. Taki program „pracuje" tym dłużej, im silniej człowiek przywiązany jest do spraw ziemskich. Obserwuję, że niekiedy musi upłynąć 5-8 żywotów ludzkich, aby zakończył się konkretny program. Dziewczyna powinna zrozumieć, że rozwój duszy odbywa się poprzez zaakceptowanie raniącej sytuacji. Powinna poczuć, że nie jest to tylko zranienie. Pojąć, że dusza rozwija się dzięki duchowym i fizycznym zranieniom człowieka. Człowiek przyjmujący, akceptujący całość raniącej sytuacji, stwarza sobie szansę na dokonanie się potężnego skoku w rozwoju duchowym. O ile zrozumie, że ta rana powoduje rozwój i że jest to pomoc udzielana jego duchowym strukturom. Wznosząc się ponad to konkretne cierpienie, dźwiga się coraz wyżej, na coraz subtelniejsze płaszczyzny struktur duchowych. Wówczas zmienia się obraz życia jako takiego. Zdarzenia, które kiedyś uważaliśmy za nieszczęśliwe, przerażające itp., pozostawiamy na powierzchni świadomości. Nie wprowadzamy ich w głąb siebie. Rozumiemy, że wszystko to jest przejawieniem Wszechświata, jego Stwórcy. Wewnątrz możemy doświadczać tylko uczucia bezgranicznej miłości i akceptacji. Jeśli dziewczyna jest w stanie wewnętrznej modlitwy, wznosi się ponad ziemskość, przyjmuje każdą sytuację z miłością i dziękczynieniem Bogu. Wówczas przejdzie nie przez osiem żywotów, a wystarczy rok lub dwa. Uciec od tego całkowicie nie sposób. Cały sens mojego systemu zawiera się w tym, żeby człowieka zorientować, ukierunkować prawidłowo. Pozwolić mu przyspieszyć proces stokrotnie, przejść go nie w ciągu 20 - 30 lat, lecz w ciągu pół roku.

R: Informacja do przemyśleń: kraj o najwyższej stopie życiowej, Szwajcaria, zajmuje pierwsze miejsce pod względem liczby samobójstw, przypadających na głowę mieszkańca.

Część IV

Ł: Każdy przypadek - to nowe odkrycie. Pewien przyjaciel zapytał mnie, czy mogę na odległość obejrzeć jakiegoś człowieka. Poprosiłem, żeby pomyślał o tym znajomym i zacząłem obserwować strukturę jego duchowego pola. Zobaczyłem, że ów człowiek jest bezgranicznie zazdrosny, ponieważ jego przywiązanie do rodziny jest większe niż do Boskości. Zignorował on przykazanie Mojżesza: ..Nie będziesz tworzył bożków". Rodzinę stawia ponad Boga, więc automatycznie - musi zazdrościć. Jego zazdrość przetworzyła się już w program zniszczenia. Może to grozić śmiercią jemu i jego żonie. Okazało się, że tydzień wcześniej oboje otrzymali lekarskie diagnoz}': on ma białaczkę, a ona nowotwór jelit. Zazdrosny mąż może umrzeć, może też umrzeć żona, a także ich dzieci. Dzieci mogą nie umierać od razu, ale ten program, jeśli go nie zatrzymać, wcześniej czy później „dobije" kogoś - dzieci, wnuczęta. Jednak zazdrośnicy nie koniecznie muszą umierać. Może pojawić się choroba, która blokuje ich nienawiść, ich zazdrość. Choroby zablokowują różne niebezpieczne programy.

R: Pozwoli Pan, że teraz będę myślała o swoich konkretnych znajomych. (Reporterka czyni to przez chwilą).

Ł: Ze wszystkiego sądząc, jest to kobieta. Występuje tu proces czynienia bożyszcza z mężczyzn. Kobieta ta stawia mężczyznę ponad Boga. Ma też ogromne przywiązanie do rodziny. W sposób automatyczny pojawią się problemy z mężczyznami i rodziną, problemy ze zdrowiem: ginekologiczne, z wątrobą i trzustką (jako rezultat zwiększonej agresji); mogą boleć j ą nogi.

R: Tak, to kobieta, ale tam nie ma problemów ze zdrowiem.

Ł: Widzę te problemy, o których Pani nie wie.

R: Być może. Ale czynienie bożyszcza z mężczyzn? Czy to nie byłaby z jej strony kpina?

Ł: Widzi Pani, to wygląda tak. Obserwuję to, co bezpośrednio wpływa na zdrowie ludzi. Przecież zaczynałem od tego, że chciałem wyleczyć drugiego człowieka. Dlatego mój cały system dotyczy zdrowia i fizycznego stanu człowieka. Niewiele mnie obchodzi, czy ta kobieta kpi sobie czy nie. Interesuje mnie tylko to. jak może zakończyć się dla niej program potężnego przywiązania do rodziny.

R: A jak się przejawia u niej to tworzenie bożyszcza z mężczyzny? Przecież nie wprost?

Ł: To może się przejawiać w ten sposób, że na płaszczyźnie świadomości musi ona „pracować" przeciwstawnie, mówiąc: „kicham na wszystkich mężczyzn, oni mnie nie interesują" itd. - po to, by jakoś się zrównoważyć. Przejawiać się to może rozmaicie, a ja przecież nie analizuję tego, co ona myśli. Obserwuję te struktury, które znajdują się w podświadomości i których nie widzą ani hipnotyzerzy, ani psycholodzy, ani lekarze, nikt z nich. Dlatego to, co widzę, daleko odbiega od tego, co widzi sam zainteresowany lub ktoś drugi. Daję medyczne rozpoznanie.

R: Następny przypadek...( reporterka myśli o kolejnej osobie).

Ł: Tutaj widzę dumę, graniczącą z zabójczą. Potężny program unicestwienia ojca. Prawdopodobnie poszło to od matki - były tam pretensje do męża, spowodowane pychą, dumą. U tej kobiety duma ma taką skalę, że może być blokowana sprawami nowotworowymi, astmą, ciężkimi chorobami lub, jak to się powiada, czeka to wszystko za jej plecami.

R: Tak, tam jest ciężkie schorzenie... Ale czy nie było tam postępku, który mógł doprowadzić do konkretnego zachorowania?

Ł: Proszę zrozumieć, postępek-to postrzeganie świata. Jak się odnoszę do świata - tak też postępuję. Dlatego zaczynałem (swoje badania) od poszczególnych postępków i myślałem, że to one właśnie prowadzą ku chorobie. Jednak od postępków skierowałem się ku światopoglądowi, ku percepcji świata. Jeżeli mój światopogląd, moje pojmowanie świata jest zdefiniowane w określony sposób, to moje postępki będą idealnie dostosowane do tego. Dlatego też postępki przestały mnie interesować. Każdy postępek - to skutek. Ta kobieta ma nieprawidłowe postrzeganie świata. Ma wewnętrzną nienawiść do każdego, kto ją obrazi lub poniży, olbrzymią pychę i nie akceptowanie zaistniałej sytuacji.

R: - myśli o trzecim przypadku.

Ł: Tutaj jest wspaniałe pole, pomimo potężnej podświadomej agresji, skierowanej przeciwko kobietom. Sądząc ze wszystkiego - to mężczyzna. Agresja w stosunku do kobiet ogromna, ale pole doskonałe, a więc - człowiek bardzo rozwinięty duchowo, świetnie zrównoważony. Jedyne, co jest nader nieszczególne, to jego przywiązanie do zdolności. Zdolności swoje stawia on ponad Boga. Dlatego może uratować go wyłącznie taka kobieta, która dotknie jego słabego punktu, która go poniży w tym względzie. Jednak on tego nie przyjmuje, nie akceptuje, stąd jego nienawiść do kobiety. Cierpi jego trzustka i dół jamy brzusznej. Jednak na ogół - to człowiek bardzo dobrze zrównoważony.

R: Kolejno myślałam o 10 osobach i ani razu Siergiej Nikołajewicz nie pomylił się. Nota bene, wszyscy ci, o których myślałam, poznali siebie. Chociaż nie wymieniałam ich imion ani nazwisk...JR^ Siergieju Nikołajewiczu, co Pan myśli na temat listu. Władimira Maksimowa z Paryża, w którym żegna się on z Rosją, nie wierząc w dobro z nią związane. Maksimów ucieka z Rosji, nie znajdując w sobie akceptacji dla ludzi i spraw, dziejących się w kraju. Jest w nim tylko gorycz i rozczarowanie. Reporterka czyta Łazariewowi list i pyta:, Co Pan czuł, gdy czytałam ten list? Przecież obecnie wielu ludzi myśli tak lub w przybliżeniu tak, nie znajdując żadnego wyjścia.

Ł: Proszę wyobrazić sobie sytuację. Oto kobieta leży na stole operacyjnym, powinna rodzić, ma bóle, cieknie krew; cierpi. Obok stoją lekarze, którzy mówią: „Moja droga, wkrótce wszystko będzie dobrze". Oni wiedzą, bo są „z boku". Maksimów - to kobieta, która ma bóle. Nie potrafi się zdystansować, bo zbyt kocha Rosję. Sztuka bycia - rodzącą i lekarzem równocześnie - polega na przestrzeganiu przykazań Chrystusa: „Umiłuj Boga bardziej niż ojca, matkę i syna swego". Maksimów kocha matkę-Rosję bardziej niż Boga. Ten, kto gloryfikuje ukochanego człowieka - zawsze go zdradzi. To nieodwołalne.

R: Nie jest to zrozumiałe dla ogółu...

Ł:: Nie da się tego pojąć na płaszczyźnie świadomości. Można zupełnie nie rozumieć znaczenia słów, ale to nie najważniejsze.

R: To dobrze, a jak Pan postrzega ten konkretny okres dziejów?

Ł: Jak bóle porodowe. Cóż, jeżeli ktoś musiał ucierpieć za ludzkość i być ukrzyżowanym, to dlaczego nie może uczynić tego kraj? I dlaczego, gdy człowiek cierpi fizycznie, oczyszcza się jego dusza? Dlaczego w Biblii powiedziano, że choroba nie pozwala ludziom grzeszyć? Rosja chorowała i chorowała poważnie. Właśnie w Rosji nagromadziły się wszystkie choroby ludzkości. To przecież z Zachodu dotarły tam te choroby i ideologie. Rosja chorowała i cierpiała, a jej dusza w trakcie tego oczyszczała się.

R: Jednak na co dzień ludzie jakoś nie widzą tego oczyszczania duszy. Mówią: „Panie, za cóż na ten kraj wszystko się zwaliło?"

Ł: Wielu ludzi uważa, że dusza - to lady sklepowe, lecz mylą się oni. Już za dwa lata Rosja będzie skupiała uwagę całego świata na konstrukcji swoich struktur duchowych, tak jak Ameryka wabiła zawsze witrynami sklepów. Wszyscy będą spoglądali na filozofię Rosji, jej percepcję świata. Tak samo jak niedawno Rosja patrzyła na lady sklepowe zachodnich marketów. Trudno jest nam zrozumieć, o ile dusza ważniejsza jest dla człowieka niż ciało. Dusza jest priorytetowa. Przecież, kiedy ujrzałem, że niewielkie deformacje struktur duchowych prowadzą do ciężkiego zachorowania i że osoba zmieniająca stosunek do czegoś ulecza u siebie np. raka, wtedy pojąłem - jak ważne są te duchowe struktury i decydujące o fizycznym stanie człowieka. To samo wydarza się i z narodami. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele znaczy duchowa struktura narodu lub ludzkości. Nie mamy systemu oceny tego zjawiska. W przeciągu ostatnich 4 lat ujrzałem to wystarczająco wyraziście: niewłaściwe postrzeganie (rzeczywistości) - naród wymiera, cywilizacja ginie. Nieznacznie zaakcentowane odchylenia w percepcji świata - człowiek nie będzie żywotny i zdolny do działania. Percepcja, charakter, światopogląd - w ostatecznym rozrachunku tworzą karmę. Dlatego prawidłowe postrzeganie świata przez ludzkość - to otwarte drzwi w przyszłość. I nieprawidłowe postrzeganie - to śmierć ludzkości i żadne lady sklepowe tu nie pomogą; w te obszary nie przenikają one.

R: Czy to znaczy, że Rosja będzie źródłem odrodzenia duchowego?

Ł: Rosja już dawno jest źródłem odrodzenia duchowego.

R: Nie Indie?

Ł: Owszem, Indie pozostają nim w znacznym stopniu. Rzecz w tym, że każdy kraj ma swoją rolę. Ameryka - to mięśnie. Czy organizm musi posiadać mięśnie? Musi. Jednak, kiedy cały organizm składa się wyłącznie z mięśni, to już... Mięśnie powinny się czymś pożywiać. W chwili obecnej mięśnie odżywiają się tym, co wytwarzają struktury duchowe - mózg. Zasadniczo - odżywianie Ameryki odbywa się na rachunek Wschodu - Indii i przede wszystkim - Rosji. Przy czym ważne jest, że Ameryka - to kraj nie tylko zwykłej emigracji. Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem niedawno, że jest to kraj również emigracji karmicznej. Człowiek, który spędził w Ameryce jeden lub dwa żywoty, nie będzie więcej zdolny do życia w niej. Zbytnio przywiąże się tam do spraw ziemskich, stanie się inwalidą, kaleką. Jedyna szansa, by nie zginąć - to urodzić się w Rosji lub w Indiach. Mniej myśleć o pieniądzach, a bardziej o swojej duszy i w ten sposób dalej ewoluować. R: Indie. Święto światła. W aszramie wystawiano sztukę o Krysznie. W jednej ze scen Kryszna proponuje zabawę, przypominającą grę w śnieżki. Zamiast śniegu - płatki kwiatów. W pieśni, która towarzyszyła tej grze, wyraźnie posłyszałam słowo „Rossija". Okazało się. że w sanskrycie słowo to oznacza „pole zabawy bogów". Właśnie tak, ni mniej ni więcej - „pole zabawy bogów"...

Część V

R: Latające talerze. Moje zainteresowanie nimi ograniczało się w swoim czasie do szukania odpowiedzi na pytanie:, co robić w przypadku ewentualnego spotkania: biec ku, czy też dalej od nich? Postanowiłam, że - od nich, dopóki zjawisko to jest mało wyjaśnione. Podobnie też było z bioenergoterapeutami. Nie znając natury zjawiska, zawsze intuicyjnie sprzeciwiałam się ich działaniom. Łazariew potwierdził moje obawy w sposób przekonujący.

Ł: Im silniej bioenergoterapeuta nastawia się na ciało fizyczne, tym bardziej niebezpieczne jest jego działanie. Chrystus także leczył poprzez nałożenie rąk. Na czym polega, więc różnica pomiędzy działaniem Chrystusa i bioenergoterapeutów? Każdy, kto działa przy pomocy pola (energii), przekazuje przede wszystkim wzorzec swojej duchowej struktury i swoje postrzeganie świata. Jeśli jest we mnie podświadoma miłość do pieniędzy, a leczę kogoś, to ta osoba również będzie kochała pieniądze, podobnie jak ja. Przekazuję jej swój charakter razem z moim polem informacyjnym. Święty, który w pełni wyrzekł się spraw ziemskich i nieustannie zwracał się do Boga, jeśli modlił się za danego człowieka i kładł ręce na jego głowie, przybliżał go Boskości i doskonalił struktury duchowe tego człowieka. Czy ta metoda ma perspektywy? Nie, ponieważ nie wnosi zrozumienia. Dlatego Chrystus równocześnie dawał także rozumienie: „Postępuj prawidłowo!". Dawał przykazania. Dawał nie tylko mechaniczne ukierunkowanie pola, dawał też świadomość. Oddziaływał i na podświadomość i na świadomość. Dzięki temu człowiek osiągał równowagę. Co daje bioenergoterapeuta? Działa tylko na podświadomość - na pole. Dlatego oddziaływanie bioenergoterapeutyczne, takie w klasycznej postaci, przynosi szkodę. Pod tym względem cerkiew ma rację. Ze swego punktu widzenia kościół (cerkiew) całkowicie słusznie mówi o bioenergoterapeutach. Rzeczywiście — nie widząc, na co działają i stawiając leczenie ciała fizycznego na plan pierwszy, przynoszą ogromną szkodę. Jednak kościół zwalczając bioenergoterapeutów, zwalcza także bioenergetykę - „wylewając dziecko z kąpielą". Przecież Chrystus to także bioenergoterapeuta, ale na wysokim poziomie i z prawidłowym ukierunkowaniem. Bioenergetyka - to poznawanie ducha - pola ducha; Duchowni wiedzą, że jest karma, że jest reinkarnacja. Jednak, aby oficjalnie mogli to zaakceptować, musi być jakiś autorytet, który to wniesie, który to potwierdzi. Kościół (cerkiew) chce uznać wiele spraw, lecz nie może. Stosunek kościoła jest równocześnie pozytywny i negatywny. Przecież kościół odrzucił kiedyś prawdę, że Ziemia jest okrągła i przy tym bardzo surowo odnosił się do uczonych. Pozostaje niezrozumiałym fakt, dlaczego chrześcijańskie kościoły, potwierdzając wieczne istnienie duszy, odmówiły zaakceptowania prawa karmy i wielokrotnych wcieleń, wbrew biblijnej logice. Istnieje bardzo prosta zasada - „wszystko, co się wydarzyło, zdarzyć się powinno". Przyjęcie takiego założenia nie jest przypadkowe. Wszystko jest systemem wahadłowym. Przecież gdyby chrześcijaństwo zaakceptowało prawo wielokrotnych wcieleń, otworzyłoby granice podświadomości. Wówczas świadomość byłaby zdławiona. Cóż to jest -świadomość? Świadomość skierowana na potrzeby mego ciała - to właśnie jest cywilizacja. Chrześcijaństwo miało właśnie za zadanie stworzenie cywilizacji. W chrześcijaństwie aspekt cielesności powinien być podkreślony. Stopniowo świadomość winna była zwyciężać podświadomość. Na tym właśnie polega rozwój cywilizacji. Odrzucenie, więc koncepcji reinkarnacji nie było przypadkowe. Gdyby chrześcijaństwo ją przyjęło, to potencjał jedności ze Wszechświatem utworzyłby ładunek, aktywujący podświadomość i zostałaby zdławiona świadomość. Efektem - byłaby kolejna próba poznawania świata wyłącznie z punktu widzenia hinduizmu, nic więcej. Ponieważ zwyciężyła świadomość - zrodziła się cywilizacja. Cała epoka Odrodzenia oraz kapitalizmu - to zwycięstwo świadomości nad podświadomością. Jest to prawidłowy, uzasadniony etap rozwoju. Jednak obecnie zwycięska świadomość dochodzi do takiej fazy, w której musi znowu uznać priorytet podświadomości. Bowiem właśnie przez podświadomość uzyskujemy kontakt z Boskością. Cały mój system jest przede wszystkim nauką o prawidłowości, o uporządkowaniu Wszechświata. Dosyć dawno już pojąłem, że prawidłowe rozumienie (otaczającego świata) leczy skuteczniej niż wszystko inne. Można przecież do woli remontować silnik, „dłubać się" w mechanizmach, łatać dziury. Można też, nauczywszy się prawideł ruchu, nie uczestniczyć w żadnej „kraksie", w żadnym nieprzyjemnym zdarzeniu. Cała nasza medycyna i nasz światopogląd - to poglądy człowieka, nastawionego na jak najlepsze załatanie dziury w dnie statku. Nikt nie myśli o nawigacji, o tym jak poruszać się prawidłowo. Rozumienie - czym jest Wszechświat, rozumienie jego praw, leczy skuteczniej niż jakiekolwiek lekarstwa. Najpierw to przeczuwałem, a później zrozumiałem, że informacja - czym jest choroba i skąd przychodzi oraz badanie przyczyn choroby — uratuje wiele ż}'wotów i losów ludzkich. Pozostawione przez Mojżesza i Chrystusa przykazania, uczyniły dla medycyny o wiele więcej niż jakiekolwiek proszki i tabletki. Dlatego moim głównym celem stało się opracowanie takiej metody, którą stosując, człowiek mógłby całkowicie zapomnieć imię jej twórcy. Metoda ta powinna pracować „sama z siebie", a człowiek ma stać się niezależny. Wszędzie panuje jedna i ta sama zasada - u źródeł wszystkiego leży miłość. Jednak miłość bywa nieprawidłowo ukierunkowana. Miłość, która najpierw dąży ku sprawom ziemskim, a dopiero potem ku Bogu - rodzi nienawiść, zazdrość i w ostatecznym rozrachunku — choroby. Oto przykład. Jechałem do Moskwy. W pociągu siedziała naprzeciw mnie kobieta, a obok niej spała mała, 5-6 - letnia córka. Automatycznie zauważyłem w polu duchowym śmierć tego dziecka. Może ono umrzeć w przeciągu 2 lat. Przyczyna - matka zabija je swoją miłością. Zabija - ponieważ stawia swoje dziecko ponad Boga, ubóstwia je. Miłość skierowana najpierw na ziemskość, dopiero potem na Boskość - taka miłość zabija. A tym bardziej, gdy jest skierowana wyłącznie ku sprawom ziemskim. Przecież, dlatego właśnie Chrystus powtarzał wciąż główne przykazanie - przecież dotyczy ono fundamentów. A fundamentem wszystkiego jest miłość. Stąd najważniejsze przykazanie „Kochaj Boga bardziej niż ojca, matkę i syna swego". Myślałem - cóż powiedzieć tej kobiecie w pociągu? Przecież, jeśli powiem coś nieodpowiedniego, ona się obrazi i będzie bardzo źle. W końcu nie rozumie ona tego wszystkiego. Tak, więc jakakolwiek negatywna emocja skierowana do mnie jest niebezpieczna dla niej i jej dziecka. Siedziałem i starałem się uchwycić odpowiedni moment. Wreszcie go znalazłem i zadałem trzy pytania. Po pierwsze: czy wie, że Boga należv kochać bardziej niż wszystko ziemskie? Kobieta odpowiada: „Tak, wiem". Pytam, więc dalej: „A czy wie Pani, że Boga człowiek powinien kochać bardziej niż swoje dzieci?". Ona mówi: „Wiem, ale na razie to mi się nie udaje". Pytam znowu: „Czy Pani wie, że Bóg odbiera to, co stawiamy wyżej Niego?". Następnie milczy ona i milczę ja. Nie mówiłem już nic więcej. Po prostu obserwowałem dziewczynkę i jej pole... Pole zaczęło się oczyszczać - matka zrozumiała! Zabijamy swoje dzieci miłością, nawet nie podejrzewając tego. I zabijamy ich dzieci. Takie właśnie ukierunkowanie jest nadzwyczaj niebezpieczne. Podam przykład. Przyszła do mnie pewna kobieta. U jej córki stwierdzono nieuleczalną chorobę mózgu. Kilkumiesięczna dziewczynka praktycznie umiera. Wniknąłem w przyczynę - sytuacja była prosta. Rodzice dziewczynki żyli poprzednio w innych związkach małżeńskich. Rozwiedli się jednak z dotychczasowymi partnerami, gdyż zakochali się w sobie. Pobrali się, urodziło im się dziecko i nagle taka katastrofa! Wyjaśniałem matce: „Gdy była Pani żoną człowieka, do którego nie czuła miłości, to Boskość kochała Pani w 80%, a ziemskie w 20%. Wówczas była Pani w równowadze. Gdy spotkała Pani ukochanego człowieka, to zapomniała, że Boga należy kochać bardziej niż partnera. Zaczęła Pani kochać ziemskie w 80%, a Boskie w 20% i zawróciła Pani wstecz." Dziecko wzmacnia program. Czy takie dziecko może być zdrowe? Nie. Następuje zablokowanie - choroba, np. cysta w tkance mózgowej lub mnę schorzenie mózgu, albo jakiekolwiek inne zachorowanie. Czyli - choroba powstrzymuje duszę tego człowieka, który zaczyna zabijać Wszechświat. Zdawałoby się, cóż się stało, koniec końców ta para tylko zakochała się w sobie... Jednak zapomnieli oni o Bogu. Dziecko jest więc niezdolne do życia. Dlatego właśnie Chrystus mówił: „Przyszedłem, by rozdzielić męża i żonę". Wskazywał - by Boga kochać bardziej niż siebie nawzajem. Po to, by być zdrowym i chronić zdrowie oraz szczęście swoich dzieci, człowiek powinien po prostu przypomnieć całe swoje życie i jakby od nowa je przeżyć. Powinien wybaczyć wszystkim, którzy go skrzywdzili, obrazili i poniżyli. Powinien, w swych myślach zwracając się do Boga, poprosić Go o wybaczenie - za osądzanie, zazdrość, za wszystkie obrazy, żale i krzywdy. Osądzanie jest jedną z najpotężniejszych form pożywki dla dumy. Dlatego Chrystus powtarzał: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni". Ponieważ osądzając człowieka - osądzamy Wszechświat, który go posyła oraz Boskość. Jeśli nie przyjmuję obelgi, zniewagi, obrazy, upodabniam się do człowieka, który odtrąca rękę z gorzkim, niesmacznym lekarstwem. Jedni odtrącają tę rękę i wylewają lekarstwo. Ci - umierają. Drudzy - krzywiąc się i dławiąc, jednak je połykają. Oni przeżyją. Trzeci - z radością wypijaj ą wstrętne i gorzkie lekarstwo, wiedząc, że się wyleczą. Ci oto będą szczęśliwi. Jakakolwiek utrata ziemskiego powoduje, że stajemy się bliżsi Boskości. Prawidłowy stosunek do tego jest dwoisty. Jednak nie może zabraknąć w nim radości skierowanej ku Bogu, który leczy naszą duszę cielesnymi utratami. Ta radość kierowana wzwyż, w górę - leczy nas. Czy powinniśmy cierpieć? Tak. Cierpimy, obrażamy się, żałujemy, ubolewamy. Wewnętrznie jednak wiemy, że jesteśmy tym leczeni. Wewnątrz jesteśmy wdzięczni Bogu, dla którego nasza dusza ważniejsza jest od ciała, ponieważ ciało jest wtórne. Człowiek, który w ten sposób kilkakrotnie wejrzy w swoje życie, przyjrzy się wszystkim sytuacjom - taki człowiek jest już zdrów. Żeby obecnie móc przeżyć, każdy człowiek powinien codziennie zwracać się do Boga i modlić. Modlitwa jest wyznaniem miłości do Boga i tekst szczególny do tego nie jest potrzebny. Są ludzie, którzy modlą się w świątyni cały dzień, biją pokłony. Po wyjściu z niej, gdy np. zostaną potrąceni - obrażają się. Podobni ludzie - to ateiści. Taki człowiek nie wierzy w Boga, chociaż modli się do Niego. Ktoś inny przechodzący obok świątyni, gdy zostaje potrącony - nie obraża się, nie osądza. Ten oto jest wierzącym człowiekiem. Poczucie mądrości Bytu, oczyszczenie się z nienawiści, żalu, pretensji; odczucie wielkości Wiecznego, który stworzył mnie i wszystko istniejące; uczucie miłości do Niego w pierwszej kolejności, a potem - do mego dziecka, żony, rodziny, ukochanego - oto jest właśnie wiara w Boga. Oto jest prawidłowa współzależność. Przy czym bardzo proste jest sprawdzenie, kiedy pojawia się we mnie przywiązanie do ziemskości. Jakakolwiek negatywna emocja we mnie - świadczy o tym, że ziemskość zacząłem kochać bardziej niż Boga. Natomiast uczucie miłości do Boga, poczucie, że jestem kierowany „od góry", równoważy mnie w sposób automatyczny. Człowiek, nawet nie znając przykazań (to jest bardzo ważne) - może się w nich orientować. Otóż, jeśli kocham Boga i czuję Jego wolę, to nawet wiedząc, że mam wolę własną, nie chcę nią łamać czegoś. Jestem wtedy w równowadze. Wszyscy myślą, że,rzucenie uroku" - to zło, które trzeba „odczynić". Podobnie jak chorobę. A przecież, tak jak choroba, jest on zsyłany nie przypadkowo. Otóż jest takie powiedzenie: „Nie pchaj się tam, gdzie cię nie proszą" - nie wtrącaj się do losu innego człowieka. Jeśli cię nie pytają, nie proszą - nie wpychaj się na siłę, nie burz. Wiele osób uważa, że z surowością kierując swoim dzieckiem, narzucając coś, doradzając komuś -pomaga. Nic podobnego. Jest to życzenie zmiany losu innego człowieka wg swego uznania. A ja przecież nie widzę wszystkiego. Mogę człowieka zniszczyć. Będę ukarany za to. Pewnego razu przyjechała do mnie cała rodzina, w której omal nie zginęło dziecko. Ojciec był dowódcą jednostki wojskowej. Wejrzałem w strukturę pola i powiedziałem: „Czy Pan wie, że jest klątwa nad całym rodem? W końcu ubiegłego roku przeklęła Pana kobieta". On odpowiedział: „Tak, w mojej jednostce zginął żołnierz i jego matka przeklęła mnie. Próbowali mnie wyleczyć znachorzy. Zaczynali i przestawali, nie mogli leczyć dalej. Wysyłali mnie do cerkwi, żebym się modlił. Powiedzieli, że to jedyne, co może mi pomóc". Obejrzałem jego pole i powiedziałem, że nie wolno go leczyć i zdjąć przekleństwa, ponieważ to przekleństwo zablokowuje coś o wiele groźniejszego. Powiedziałem:..Pojawiła się u Pana tendencja, podobnie jak u wielu osób na stanowiskach kierowniczych, władania ludzkimi losami. Nie umiał Pan w porę tej tendencji w sobie zwalczyć. Zaczął Pan wkraczać w ludzkie losy na subtelnej psychologicznej płaszczyźnie. Bardziej niż należało. Z tego powodu zginął żołnierz. Mógł Pan tego wszystkiego nie odczuwać zewnętrznie, ale wewnątrz zaistniał w Panu ten program. Jeżeli nabierze on rozpędu. Pan nie odczuwając tego wewnętrznie, zniszczy losy dziesiątek i setek ludzi. Otóż, żeby do tego nie dopuścić, nałożono na Pana przekleństwo. Dlatego też, aby Pana leczyć, nie wolno zdjąć przeklęcia. Pan sam musi zmienić swój stosunek do wydarzeń." Widziałem, że zaczyna rozumieć i przekleństwo zaczęło opuszczać jego pole. To oznacza, że przekleństwo, „rzucenie uroku", choroba - są poważnymi ostrzeżeniami wskazującymi, że odwróciliśmy się od Boga, że tracimy poczucie Boskości i zaczynamy żyć ziemską logiką.

R: Wracając do kwestii ludzi wierzących i ateistów, chcę opowiedzieć o pewnym epizodzie zaistniałym w dniu Bożego Narodzenia w jednej z moskiewskich cerkwi. Robiłam zdjęcia ikonostasu, gdy usłyszałam dobiegające z tyłu obraźliwe słowa. Odwróciłam się i zrozumiałam, że jedna z bogobojnych staruszek wysyła te „perły słów" właśnie pod moim adresem. Ciągle nie dowierzając własnym uszom, odpowiedziałam: „Niech Bóg będzie Pani sędzią! Z jakiego powodu spotyka mnie ?". Wtedy ona z rozmachem uderzyła w moją kamerę siatką z zakupami, wygłaszając teksty, których, jak sądzę, nie ma w żadnych świętych pismach. Dopiero po tym zdarzeniu skierowałam obiektyw kamery w jej stronę.

Ł: Człowiek przywiązany do cerkwi (kościoła) może postawić ją ponad Boga. I to będzie naruszenie (zasad duchowych). Może on ikonę postawić ponad Boga. To także będzie naruszenie. Może także słowa, wypowiedziane przez duchownego, postawić ponad Boga. Duchowny - to członek organizacji, która zajmuje się wiarą, a każda organizacja ma swoje prawa, zasady. Czy może organizacja ta być w pełni identyczna z Boskością? Oczywiście, że nie, tak jak wszystko, co ziemskie.

R: Jakie są najczęstsze pogwałcenia praw duchowych, których ludzie nawet nie dostrzegają?

Ł: Po pierwsze - przejawy dumy. Cała filozofia zachodniego stylu życia, to filozofia dumy. Stąd nie akceptowanie zaistniałych sytuacji. A to niesie kobietom bezpłodność. Dlaczego w historii ludzkości mamy przykłady poniżania kobiety? Dlatego, że poniżenie (umniejszenie dumy, pychy) przynosi w rezultacie kontakt z Boskością. Poniżenie kobiety = zdrowe dzieci. Obecnie proces ten przesuwa się w przeciwną stronę. Poprzednio blokowanie płodności odbywało się przez anatomiczne nieprawidłowości, ale teraz medycy nauczyli się to omijać, dokonując sztucznych zapłodnień. A przecież, jeśli u kobiety dominuje pycha, duma, to u jej dziecka będzie ona pięciokrotnie silniejsza. To już dla Wszechświata - komórka nowotworowa, nie wolno do tego dopuszczać. Odbywa się, więc zablokowanie poprzez bezpłodność. Jednak kobieta chce mieć dziecko, próbuje robić operację. Wtedy włącza się poważniejszy system blokowania - patologia hormonalna. Właśnie tak się obecnie dzieje -nie anatomiczne zmiany, ale hormonalne. Lekarze wówczas niewiele mogą pomóc. I wszyscy myślą: „och, bezpłodność"... A bezpłodność - to obrona Wszechświata przed niedoskonałymi dziećmi. Wyleczyć bezpłodność może sama matka, zmieniając na prawidłowy - duchowy, swój stosunek do całego życia.

R : Czy miał Pan takie przypadki?

Ł: Oczywiście, nawet często. Miałem wizytę kobiety, której dziecko zachorowało na białaczkę. Powiedziałem jej, by przemyślała całe swoje dotychczasowe życie. Mówiłem: „Jest Pani bardzo dumną osobą. Żeby uratować Panią i aby przyszłe dziecko było bardziej harmonijne, powinno się było (szczególnie podczas ciąży) poniżyć Panią i obrazić, bez jakiegokolwiek realnego powodu. Gdyby Pani przeszła taką próbę, przełknęła ją jak gorzkie lekarstwo, które trzeba przyjąć. Pani dziecko byłoby zdrowe. Pani nie przeszła próby. Duma przekazana dziecku, przekroczyła maksymalny stan alarmowy. Dlatego musi ona zostać zablokowana czymkolwiek." Bardzo wiele kobiet skazuje swoje dzieci na nieszczęścia poprzez niezrozumienie, że jakiekolwiek problemy, dowolna utrata ziemskiego w okresie ciąży i poczęcia - to leczenie ich dzieci. Pewnego razu przyszedł do mnie z wizytą człowiek ze skargą, że ma bardzo wiele problemów. Prosił o moją pomoc. Wejrzałem w jego pole i zobaczyłem, że wchodzi w to pole dusza jego syna. Powiedziałem:, Niedługo będzie poczęcie Pańskiego syna. A Pan poddaje się procesowi absolutyzacji dóbr materialnych. Dlatego obecnie powinien Pan je tracić". Mężczyzna powiedział, że niedawno go okradziono. Pogratulowałem mu i powiedziałem, że jego dziecko będzie zdrowe. Najważniejsze, by nie osądzać złodziei. Zapytał: „A cóż to, mam ich całować?". Odpowiedziałem: „Powinien Pan zrozumieć, że to za pośrednictwem złodziei jest leczony Pana syn. Może Pan się bronić, podawać do sądu, rozpoczynać śledztwo, ale osądzać - nie wolno. Weźmy przykład: napada na Pana człowiek, który chce Pana zabić. Może się zdarzyć, że broniąc się - zabije go Pan. Jednak osądzać go Pan nie może, ponieważ każdy prowadzony jest przez Boskość. Człowiek podły, niegodziwiec i przestępca - wszyscy oni prowadzeni są przez Boga tak, jak komórki przez organizm. Dlatego każde osądzanie jakiegokolwiek człowieka, jest osądzaniem całego Wszechświata - a to już choroba. Kolejny przykład: Odpoczywałem niedawno w domu wczasowym. Siedziałem w holu, gdy weszła tam kobieta, by skorzystać z telefonu. Dzwoniła do kogoś i mówiła, że dziecku nic nie pomaga, nasila się odwodnienie organizmu, żadne antybiotyki nie leczą choroby. Ona daje wodę, a dziecko ma nudności, czyli że nasila się zatrucie coraz bardziej poważne. Próbując konsultować się z lekarzem przez telefon, matka mówiła, że wypróbowała już wszystkie możliwe środki i sposoby. Podszedłem do niej i zaproponowałem swoją pomoc. Rozmawiałem z nią przez 5 minut. Powiedziałem, że dziecko nie ma zatrucia, wszystkie te objawy, które medycy diagnozują jako zatrucie pokarmowe, nie są tym. Mówiłem: „Dziecko ma 13 lat, odbywa się proces aktywizacji jego karmicznej pamięci. Obecnie każdy negatywny program nasila się wielokrotnie. Ma Pani potężną dumę. Po to, by dziecko było zdrowe, należało Panią w ciągu życia poniżać, obrażać i znieważać. Powinna była Pani przyjmować to wszystko, jak gorzkie lekarstwo. Nie przyjmowała tego Pani, tylko obrażała się i osądzała. Szczególnie silnie obrażała się Pani na męża. Obrażanie się i osądzanie męża - to program jego „zlikwidowania". Zniszczenia go nie tylko jako męża, ale i jako przyszłego ojca. Ten program przekazywany jest dzieciom. U Pani dziecka program zniszczenia ojca jest bardzo silny, a teraz blokowany zostaje przez objawy zatrucia. Proszę przejrzeć całe swoje życie, momenty, w których osądzała Pani każdego, szczególnie męża i chwile, gdy ktoś Panią obrażał i poniżał. Zwracając się w myślach do Boga, niech Pani prosi o wybaczenie za to. Syn Pani będzie zdrów." Po obiedzie zaszedłem do tej kobiety. Powiedziała: „Po naszej rozmowie syn wypił wodę i od razu zasnął". Następnego dnia zapytała mnie, czy warto jechać do miasta (do lekarza), bo jej syn jest z wyglądu całkowicie zdrowy. Powiedziałem, że nie tylko z wyglądu, ale i wewnętrznie jest zdrów. Nigdzie jeździć nie trzeba, ponieważ wszystko jest w pełni przywrócone do normy. Wtedy matka powiedziała interesującą kwestię: „Zawsze myślałam, że to dobrze - być dumnym". Otóż niczego nie rozumiemy. Poczucie dumy, ta absolutyzacja swego świadomego Ja" - czy to dobre czy złe? Dobre - do pewnej określonej granicy, tak jak każda miłość do wszelkich spraw ziemskich. Powyżej tej granicy jest stan alarmowy, który zostaje blokowany bardzo surowo. Obecnie cała ludzkość doszła do takiej fazy, w której duma staje się śmiertelnie niebezpieczna. Duma - to nie przyjęcie, nie akceptowanie sytuacji. Duma - to wyrzeczenie się całego Wszechświata, nie uznawanie go: „ ja nie chcę czynić tak, ja tego nie uznaję". Zaczynam nienawidzić i osądzać. To właśnie wywołuje - przede wszystkim - nowotwory i inne ciężkie choroby. Dlaczegóż Święty Serafin z Sarowa mówił: „ Radości moja, zdobądź ducha pokory, a będą wokół ciebie tysiące zbawionych. Tylko poskrom dumę!”? Poskromienie dumy, to nie jest życzenie, by siebie „rozdeptać". Jest to zdobycie poczucia, że jestem podrzędny, „wtórny", że to nie ja kieruję Wszechświatem. Wszechświat kieruje mną, a ja to wewnętrznie akceptuję. Po to, bym rozwijał struktury duchowe potrzebna jest zasada wahadłowa, wykorzystywana w chrześcijaństwie: okresowe posty. Człowiek okresowo wyklucza mięso -wtedy następuje „karmienie" struktur duchowych. Potem zaczyna się odżywiać zwyczajnie i uziemia się. Potem znów robi skok i unosi się ponad tym. Dzięki temu jakby po schodach podnosi się do góry. Kiedy człowiek razem wszystko odstawia - podobny jest do tego, kto zrobił rozbieg i chce od razu przeskoczyć całą drabinę. Czy to mu się uda, a szczególnie w regionach północnych, nie w Indiach? Powiedzmy tak:, gdy głoduję, wtedy odbywa się we mnie aktywizacja struktur duchowych. Jednak nie mogę powiedzieć, że będę absolutnie „prześwietlony", jeżeli będę wciąż głodował. Jest to dźwignia, ale nie najważniejsza. Tak samo jest z wegetarianizmem. Kiedy zaś ilość używanego mięsa jest niewielka - to daje określony efekt. Człowiek, który je mięso ma „uziemienie" większe niż ten, który mięsa praktycznie nie jada. Czyli — mięsne, ostre, słone pożywienie — „uziemia" człowieka. Jednak rzecz w tym, że przyziemność - to punkt wyjściowy do rozwoju, czyli - nad przyziemnością można się unieść.

Część VI

R: A propos jedzenia: zwyczaj modlenia się przed posiłkiem, to nie tylko uprzejme dziękczynienie Bogu za chleb powszedni, lecz także energetyczne oczyszczenie pożywienia z karmy osoby, która je przygotowywała. Ponieważ bez modlitwy bierzemy na siebie także karmę kucharza. Jednak zwierzęta domowe obronić się przed karmą gospodarzy nie mogą. Przyjmują ją z pożywieniem. Ponadto zwierzęta postrzegają gospodarzy jak własnych rodziców, co oznacza, że biorą na siebie część rodzinnej karmy. Niedawno, gdy moi znajomi rozwodzili się, ich pies omal nie zginął. Kiedy opowiedziałam o tym Łazariewowi, odpowiedział: „To oznacza, że podczas rozchodzenia się - nienawidzili się nawzajem, a program unicestwienia przeszedł na psa." Pamiętajmy, jesteśmy odpowiedziami za wszystkich, których przygarnęliśmy. W Indiach nawet dzieci znają prawo karmy, wiedzą o nieśmiertelności duszy i jej wielokrotnych wcieleniach. Model ten przynosi rozwiązanie wszelkich sprzeczności ludzkiego życia. Jedna z legend hinduskich opowiada o wymarłym mieście Padagri, historia, którego może służyć jako przykład działania prawa karmy. Mieszkańcy naruszyli prawo i na następny dzień z miasta uszła cała woda. Ludzie zostali przez to zmuszeni do porzucenia miasta. Prawo karmy, to wyższa sprawiedliwość Wszechświata.

Ł: Niedawno o mały włos nie rozjechał mnie samochód. Zacząłem analizować przyczynę: o co chodzi? Niedawno mówiłem, że w Indiach fakirzy powszechnie demonstrują cuda, ale wiedzy - nie posiadają. Otóż „przegiąłem" w wewnętrznych pretensjach. Pojawiła się we mnie potężna gloryfikacja mądrości i rozumienia świata, a zablokowanie tego nastąpiło w ciągu pięciu minut. Ledwo zdążyłem odskoczyć. Wszystko to jest nieprawdopodobnie ściśle powiązane!

R: Mam pytanie: jak można zobaczyć, gdzie człowiek żył w poprzednim wcieleniu? W polu można dostrzec - jak pracują programy z pokolenia na pokolenie. Ale jak można zobaczyć konkretnie, gdzie człowiek żył?

Ł: Zaczyna we mnie pracować tylko to, co wspomaga proces leczenia. Coś, co nie pomaga - nie pracuje. Niekiedy potrzeba, bym określił miejsce, w którym żył człowiek, żeby go ukierunkować. Jeżeli w poprzednim wcieleniu człowiek żył w Ameryce, będzie już miał określoną ilość cech. Zawsze będzie w nim duma, przywiązanie do wyglądu (image), pieniędzy itd. I w tych aspektach będzie od życia „dostawał po głowie". Dlatego można objaśnić wiele spraw... Widzę na przykład: ta oto osoba przeżyła jedno życie w Ameryce, a tamta - dwa. Mówię, więc „proszę być przygotowanym, trzeba będzie oczyszczać duszę". I człowiek już się orientuje, jest już ukierunkowany. Siedziałem w gronie osób, wśród których znajdował się młody Niemiec. Uzdolniony artystycznie, znający pięć obcych języków, bardzo uduchowiony, a jednak mieszka w Niemczech, na Zachodzie. Jak to wytłumaczyć? W poprzednim wcieleniu żył on w świątyni w Indiach i modlił się nieustannie. Teraz dano mu możliwość życia w innych uwarunkowaniach. Mój współtowarzysz nie uwierzył mi. Wyjechał do Niemiec i w Berlinie skontaktował się z pewną organizacją. Robiono mu tam horoskopy astrologiczne, rozpatrywano, wyliczano i... słowo w słowo potwierdzono moje informacje. Nie wiedziałem nawet, że to, co widzę, można sprawdzić. Dzwonił do mnie z Niemiec i powiedział:,.Potwierdziło się wszystko, o czym mówiłeś. Co mam teraz robić?". Odpowiedziałem: „Nie denerwować się, wszystko jest normalnie".

R: Pragnęłam sprawdzić prawdziwość przekonań, Łazariewa na temat pieniędzy. O tym, kto je ma, i kto może lub nie może ich mieć - pośród ludzi wielkiego biznesu. Umówiłam się na spotkanie ze sponsorem mojej podróży do Indii - Władimirem Aleksiejewiczem Morożenko. Interesował mnie wyłącznie jego stosunek do pieniędzy. Zapytałam go o to.

Morożenko: Mój stosunek do pieniędzy? Uważam, że jest wiele dobrych wzorców w tym względzie. Mogę powiedzieć, że dla mnie pieniądze - to krew ekonomiki. W aspekcie władania nimi są jednak niczym Mówi się, że pieniądze rządzą ekonomią. Mój stosunek do nich jest taki: uznaję fakt, iż przy pomocy pieniędzy mogę realizować swoje idee i tylko tyle. Jestem człowiekiem, który przyszedł do biznesu ze świata nauki. Moja opinia jest jednoznaczna - pieniądze są nam potrzebne tylko po to, aby rozwijać program ekonomiczny, który rozpoczęliśmy obecnie.

R: Czyli, mówiąc krótko, trzeba, aby pieniądze „pracowały"?

M: Pieniądze - to narzędzie przy pomocy, którego się pracuje, dzięki któremu my sami możemy pracować.

R: A jaki jest Pana stosunek do własnych pieniędzy?

M: Kiedyś było takie powiedzenie, że człowiek myli kieszeń swoją z państwową. Chciałbym powiedzieć, że u mnie też dochodzi do takich pomyłek, ale z efektem zupełnie odwrotnym. Bywają sytuacje, kiedy jakiś osobisty grand, jakąś swoją premię otrzymaną z międzynarodowej fundacji lub innej organizacji albo własne pobory, zwracam z powrotem do przedsiębiorstwa (spółki). Dlatego, że rozumiem - moje życie, mój wysiłek są nieodłączną częścią całego przedsięwzięcia. Jeśli więc komuś się powiodło, to wszystkie swoje pieniądze lokuje jako współudział w przedsiębiorstwie. Mój osobisty stosunek do pieniędzy jest taki, że nie mogę wydawać ich na prawo i lewo, widząc wokół ludzi, którzy nie mogą sobie na to pozwolić. Właśnie tak zostałem wychowany. Dlatego wszystkie moje osobiste pieniądze należą także do ogromnej liczby osób, które trudzą się razem ze mną, ale na razie nie zupełnie efektywnie.

R: Czy łatwo się Pan z pieniędzmi rozstaje?

M: Zupełnie łatwo.

R: Nasza ekipa TV przyjechała do Igora Judina w innej sprawie, ale i jego zapytałam: „Co by Pan zrobił, gdyby niespodziewanie wygrał Pan miliard?"

JUDIN: Odpowiedziałbym: gdybym zarobił miliard, nic bym nie zrobił. Tak jak pracowałem, tak pracowałbym nadal. A jeślibym wygrał miliard, to zapytałbym: „w dolarach czy w rublach?"

R: W dolarach.

J: Jeśli w dolarach, to po pierwsze - stworzyłbym normalne warunki dla siebie i swojej rodziny, takie które pozwoliłyby nie tylko pracować, pracować i pracować, ale umożliwiły uzyskanie odpowiednich warunków do duchowego rozwoju, wzbogacania ducha, osiągania wiedzy, do podróżowania, kształcenia się, kształcenia dzieci. Po drugie – obowiązkowo stworzyłbym jakieś miejsca pracy, najlepiej - przedsiębiorstwo produkcyjne (sam zaczynałem w takim przedsiębiorstwie). Zbudowałbym fabryki, zakłady takie, które dziś są potrzebne, to byłaby sprawa... No i po trzecie założyłbym oczywiście jakąś fundację. Uczyniłbym swoją żonę jej dyrektorem i byłaby to dobroczynna pozarządowa fundacja.

R: Czym ta fundacja by się zajmowała?

J: myślę, że zakres byłby maksymalnie szeroki — od wsparcia tych, którzy nie mogą zarabiać pieniędzy, do pomocy tym, którzy w przyszłości będą zarabiali, ale dziś nie mają pieniędzy - jest to płaszczyzna literatury, sztuki, muzyki - i dorośli, i ich dzieci. To wszyscy ci, którzy dziś pieniędzy potrzebują, a którzy kiedyś staną się pożyteczni.

R: A Pańska reakcja w przypadku zgubienia swojej wypłaty?

J: Zerowa.

R: Nie zdenerwowałby się Pan?

J: Nie.

R: Ganesza, to książę z głową słoniątka, pogodny bóg wszystkich przedsiębiorców indyjskich, wierzących, że Ganesza im pomaga; A oto modlitwa sprzedawcy:.Jestem sprzedawcą. Handel - to moja karma. Kupujący - moje bóstwo. Wytrwały trud - moja służba, a zadowolenie klienta - to moja komunia". Nieźle by było, gdyby nasi sprzedawcy wyznawali taką religię, nieprawdaż?

Ł: Niedawno w trakcie rozmowy z pewnym człowiekiem powiedziałem, że przywiązał się on nadmiernie do pieniędzy. Odpowiedział, że przecież wszyscy są do nich przywiązani. Odrzekłem: ,.Proszę zrozumieć, w czym rzecz. Wszyscy czasami padają na ulicy i mają potem sińce oraz stłuczenia. Jednak niektórzy spadają z piątego piętra - otóż Pan jest właśnie na piątym." U tego pacjenta pretensje do społeczeństwa, do ludzkości, szły po ojcowskiej Unii przez sześć pokoleń. Tak, więc dla niego było to już piąte piętro. Musi on tutaj zachowywać się wyjątkowo poprawnie. Obecnie cała ludzkość „sprowadza się na górne piętra". Teraz człowiek bardzo szybko rozlicza się z nieprawidłowego postępku. O ile dawniej człowiek, który przez całe życie postępował niewłaściwie - dopiero w następnym wcieleniu musiał za to odpłacić, to teraz okres „spłaty" skraca się do 15-20 lat. Dlatego człowiek, któremu dano pieniądze, musi mieć do nich zrównoważony stosunek. W przeciwnym wypadku nie będzie miał pieniędzy i zdrowia także nie. Kiedy przyglądałem się polom (strukturom duchowym) milionerów, stwierdziłem, że są to ludzie zawsze wyważeni (zrównoważeni) w kwestii pieniędzy. Kiedyś siedziałem w towarzystwie młodego człowieka, który mówił, że pieniędzmi rzuca na prawo i lewo, a one potem same wracają do niego. Zainteresowałem się tym. Wejrzałem w jego pole losu i stwierdziłem, że było doskonałe. Trwał ciągły kontakt z Boskością. Powiedziałem mu, że ma doskonałego Anioła Stróża. Powód: w poprzednim życiu był mniszką, modlącą się nieustannie. Pieniądze nie były mu potrzebne. Ta dusza uniosła się już ponad ziemskość. Dlatego - jak by go nie obciążyć - wszystko wytrzyma. Tak, więc wolno mu nawet posiadać miliony. Okazuje się, że absolutnie nie każdy człowiek ma prawo być bogaty. W obecnym życiu człowiek ma to, czego jest gotów wyrzec się dla Boga w dowolnym momencie. To właśnie może on posiadać. A wszystkiego pozostałego nie. W związku z tą zasadą milionerzy i miliarderzy, są to ludzie, którzy byli w poprzednim wcieleniu albo mnichami, albo osobami wierzącymi, albo nędzarzami, we właściwy sposób odnoszącymi się do ubóstwa. Rozumiejącymi, że pieniądze nie są im potrzebne do szczęścia. Zmuszony byłem do zajęcia się przeszłymi wcieleniami, dlatego, że napotykałem wiele niezrozumiałych zagadek. Tylko dzięki „dołączeniu" tych poprzednich żywotów, mogłem nie tylko zrozumieć, lecz także pomóc. Podam przykład. Przyprowadzono do mnie 4-letnią dziewczynkę z opóźnionym rozwojem umysłowym, która nie potrafiła mówić. Patrzę i szukam przyczyny - w czterech poprzednich wcieleniach wychodziła ona za mąż z powodu pieniędzy. Czyli, że pieniądze były dla niej ważniejsze niż miłość. W tym życiu nie powinna zawierać małżeństwa, żeby jej dusza nie stała się okaleczona. Dlatego następuje zablokowanie -opóźnienie rozwoju umysłowego - żeby dusza mogła odpocząć. Inaczej doszłoby do degradacji struktur duchowych. W czasie wizyty dziewczynka zaczęła dokazywać, biegać po gabinecie. Wzięła lusterko. Poprosiłem matkę, żeby uspokoiła dziecko, które mogłoby siebie zranić. Matka, chcąc by dziewczynka zwróciła lusterko, podała jej portmonetkę. Dziewczynka podbiegła, wyjęła pieniążek, zaczęła go całować i głaskać nim swój policzek. Tej dziewczynce nie powinno się nawet pokazywać pieniędzy. Dlatego, że z ich powodu zawierała ona małżeństwa i pieniądze nadal wewnętrznie ją pociągają. Matka mówi: „Widzi Pan, to interesujące, wszystko, co się jej daje - wyrzuca, tylko pieniążki akuratnie układa obok siebie". Odpowiedziałem: „Widzi, więc Pani, dziecka jest nieprawdopodobnie duże". Rodzina ta była u mnie na jednym spotkaniu i więcej nie przyszła, pod pretekstem, że dziewczynce się polepszyło. Pierwsza moja reakcja, to wewnętrzny żal. Potem patrzę, o co chodzi? Widzę - przeznaczenie dziewczynki zabrania rodzicom dalszego przyprowadzania jej. Ponieważ w mojej metodzie jest jeszcze element oddziaływania na fizyczność. Dlatego nie mogę leczyć wszystkich. Nie mogę, dlatego, że jeśli jakiś człowiek nie uzyskał jeszcze mądrości i za mało jeszcze dostał cierpień, musi nadal się męczyć. A propos tamtej dziewczynki. Po kilku miesiącach otrzymałem wiadomość, że po pół roku (od wizyty) dziewczynka zaczęła mówić. Jej pierwszymi słowami były: „dzieci" i „pieniądze" - to właśnie skutek minionych wcieleń. Widzę, że mój system „pracuje". Przychodzą do mnie ludzie z najprzeróżniejszymi schorzeniami, ale przyczyna wszystkich chorób jest taka sama: absolutyzacja czegoś ziemskiego. A chorobę przezwycięża właściwy stosunek do świata. Jednak jest on obecnie prawie u każdego człowieka wypaczony. System priorytetów jest przesunięty, dlatego następuje zablokowanie. Rozpatrywałem na przykład problem AIDS - czym to jest uwarunkowane? Chodzi tu o absolutyzację, to jest o wywyższenie zadowolenia cielesnego ponad Boga. Chodzi o rewolucję seksualną, która zaczęła się w latach 60-tych. Jest to szczególnie niebezpieczny program - absolutyzacja ciała i rozkoszy cielesnych. W ciągu 10-ciu - 15-tu lat trwania rewolucji seksualnej, program ten zaczął wnikać do podświadomości ludzkości. To oznacza, że powinno nastąpić jego zablokowanie. Pojawia się AIDS. Każda epidemia na dużą skalę jest zablokowaniem jakiegoś programu w ogromnych populacjach ludności. To nie ma znaczenia, czy epidemia była przewidywalna, czy nie. Jakikolwiek zmutowany wirus może wywołać epidemię, gdy na płaszczyźnie pola włączy się rozkaz zablokowania. Jaki rodzaj wirusa się włączy, to już wtórne pytanie, najważniejsze jest zablokowanie szkodliwej tendencji. Dlaczego? Zapytajmy tak - czym jest pornografia? Jest to życzenie skierowania wszystkich sił swego ducha na ciało, a nie na rozwój struktur duchowych. Ta absolutyzacja ciała jest chciwym „dopadaniem do miski z żarciem". W ostatecznym rozrachunku tendencja ta prowadzi do poważnej degradacji duchowej, a w rezultacie i cielesnej. W kontekście tego wszystkiego ważna jest sprawa aborcji, etyki dokonywania aborcji. Otóż, jeśli aborcja jest dokonywana do 10-go tygodnia ciąży, stanowi to mniejsze naruszenie niż późniejsza. Jeśli usuwa się ciążę, w którą kobieta zaszła z kochanym przez nią mężczyzną - to bardzo niebezpieczne. Jeśli aborcji dokonuje się u kobiety bardzo młodej, jeszcze dojrzewającej - to jest niebezpieczne. Kiedy aborcja dokonywana jest u kobiety, która jeszcze nie rodziła, to też niebezpieczne. Gdy aborcja jest wykonywana po urodzeniu, np. trójki dzieci - to właściwie nie ma wpływu na zdrowie. Najbardziej niebezpieczna aborcja - to usunięcie ciąży, w którą kobieta zaszła z ukochanym człowiekiem. Dlatego, że jeśli było uczucie, to rodzi się doskonałe dziecko. Kobieta, która nie daje możliwości przyjścia na świat doskonałym dzieciom, jest karana za to bardzo poważnie. W jakich przypadkach dziecko jest doskonałe? Kiedy istnieje uczucie miłości. Jeśli więc kobieta nie kieruje się uczuciem, a formą - to rujnuje, okalecza dusze przyszłych dzieci. Bywają następujące sytuacje. Są dwie dziewczyny; każda chce wyjść za mąż za mężczyznę, który ma auto, pieniądze i daczę. Jedna z nich wychodzi za takiego i żyje świetnie. Druga też wychodzi, jak zaplanowała, ale umiera na raka, albo jest bezpłodna. Pojawia się pytanie - w czym rzecz? W pierwszym przypadku nie było miłości i dlatego ta kobieta nie ponosi kary, bo dzieci zharmonizowane nie były tam przewidziane. Jednak w drugim przypadku kobieta kochała kogoś innego, ale odeszła od niego i zaprzeczyła prawdziwemu uczuciu. „Załapała się" na auto i daczę. Z tego powodu utraci ona wszystko. Czyli kierowanie się potrzebą posiadania (auta, daczy) stanowi już utajony program unicestwienia dusz przyszłych dzieci. Jest to taki sam proces jak w przypadku pornografii. To tak jak człowiek, który zacząłby cenić ubranie bardziej niż własne ciało. Rzuciłby się w ogień w celu ratowania koszuli i musiałby zginąć. Jakakolwiek kobieta, której ukierunkowanie jest właśnie takie - najpierw na ziemskość, a potem na duszę - skazuje się na niedoskonałe potomstwo.

R: Czy dlatego tak wiele prostytutek później nie mogło mieć dzieci?

Ł: Rzeczywiście, dlatego. Jednocześnie prostytutki mają ogromną agresję w stosunku do mężczyzn. One ich nienawidzą. A nienawiść do mężczyzny - to nienawiść do męża i dzieci. Dlatego prostytutki - nie dość, że nie mają dzieci, ale stwierdza się także u nich dumę płciowości. Przecież, jeśli w przeciągu 2-3 wcieleń ta kobieta „hoduje" w sobie wewnętrzną nienawiść do mężczyzn, to nie będzie miała niczego - ani rodziny, ani dzieci, ani męża. Wszystko jest jeszcze zależne od subtelnych kwestii. Jeśli kobieta została prostytutką, dlatego, że życie ją zmusiło, ale wewnętrznie pragnie uwolnić się od tego - to jej możliwość zrównoważenia się jest o wiele większa niż kobiety, która jest prostytutką z własnego, świadomego wyboru (a to kaleczy bardzo poważnie).

R: Jak na los dziecka wpływa jego imię?

Ł: Istnieje tu o wiele bardziej skomplikowana zależność niż mi się kiedyś wydawało. Jeżeli w imieniu jest na przykład program potężnego poniżenia, a dziecko posiada dumę - to takie imię ocala mu życie.

R: A jeżeli imię ma zakodowany spokój, harmonię itd., lecz człowiek jest niedoskonały?

Ł: W imieniu może nie być żadnych negatywnych informacji, ale to imię jest dla danego dziecka gorsze, niż imię niosące w sobie program poniżenia. Dlatego, że zło leczy nas często efektywniej niż dobro.

R: Kiedy dziecku nadaje się imię na pamiątkę kogoś konkretnego, to czy bierze ono karmę tego człowieka?

Ł: Tak, o ile dzieciom nadaje się imiona świętych - odbywa się podłączenie. Niedawno była u mnie kobieta, jej dziecko nazywano Antonem (potężne przywiązania), przemianowano go na Światosława - połowa tych przywiązań odeszła. Jeżeli w imieniu jest potężne dążenie w górę - takie imię przynosi wyjątkowo dobry rezultat. Dlaczego wielu dzieciom zmienia się imiona? Np. poprzednio dziecko nazywano tak, jak jakiegoś krewnego. A ten w głębi duszy bardzo kochał pieniądze. Dziecko też nie będzie inne - podłączyło się do niego.

R: Czyli, że imię niesie w sobie jakąś własną energetykę?

Ł: Tak.

R: Jakie więc imiona są najbardziej pod tym względem wskazane?

Ł: Imiona świętych.

R: W jakim okresie życia najczęściej pojawiają się i w jaki sposób się przejawiają programy

karmiczne?

Ł: Pierwsze włączenie się, jak wynika z mojej obserwacji - następuje w 5-tym roku życia. Oto u dziecka, u wnuka - gdy ma on 5 lat - włącza się karmiczny program. Równocześnie babcia lub dziadek zachorowują- w związku z tym, co negatywnego mu przekazali. U wnuka włącza się program karmiczny, a od nich idzie spuścizna. Dziadkowie powinni „odkupić" to, co mu dali. Pierwsze włączenie - w 5 lat, drugie - w okresie dojrzewania płciowego - w 11- 12 lat, potem w 18-tym roku życia, dalej - w 30-tym. I z reguły bliscy zachorowują, gdy u dzieci w rodzinie trwają w/w krytyczne okresy. O ile nieprawidłowo ukierunkowywali oni te dzieci.

R: A czy dzieci „same z siebie" nie chorują?

Ł: Wszystko zależy od wagi tego, co było w ich poprzednich wcieleniach. Jeśli dużo.”nakręciły”, też będą chorować. Oczywiście, prowadzenie się w poprzednich inkarnacjach także determinuje. Jednak, jeżeli większa część negatywnego pochodzi od rodziców, to ci wezmą więcej na siebie.

R: Filmy rysunkowe (kreskówki) i reklamy - czy Pan sprawdzał ich wpływ?

Ł: Ten problem, to wtargnięcie w podświadomość. Jest to temat, który poruszaliśmy. Istnieje konieczność tworzenia ośrodków z komisjami ekspertów, ponieważ ekologia ducha, ekologia naszej podświadomości, naszych struktur duchowych - wymaga już ochrony. A wszystko, co na nią wpływa - kontroli. Sztuka wpływa w pierwszej kolejności na naszą podświadomość. Co się okazuje? Rosyjska sztuka jest wyjątkowo pozytywna wewnętrznie i zewnętrznie. Czym jest maksymalny komfort zewnętrzny i wewnętrzny, czym wyjątkowo pozytywny stosunek do wszystkiego? Jest to działanie na płaszczyźnie podświadomości, jedności, Boskości. Tym dobrem okazuje się być rosyjska sztuka. A czym jest zachodnia sztuka? To oddziaływanie na „ego". „Ego" - to ziemskość. To, co ziemskie - zawsze ulega zniszczeniu. Ukierunkowanie na „ego" łączy się zawsze z okrucieństwem. Rosyjskie filmy, to brak agresji zarówno zewnętrznej jak i wewnętrznej. Nie przyjmowanie agresji ani tu, ani tam. Zachodnie filmy, to agresja od zewnątrz i agresja wewnątrz, a to już choroba. Jak przebiega rozwój w tym względzie? Początkowo nie ma we mnie agresji, zostałem uderzony, lecz nie reaguję ani w swoim wnętrzu, ani na zewnątrz. Później stopniowo uczę się odpowiadać, przejawiam agresję zewnętrzną, przy całkowitym braku agresji wewnątrz. Jednak, kiedy jest we mnie agresja i tam i tu, to już pojawia się choroba. Taki jest proces. Aktualnie odbywa się oddzielanie: kultura Zachodu przenika coraz głębiej do wnętrza i wypływa z niego agresja. Natomiast obecna kultura Rosji, to dopuszczalna agresja zewnętrzna i niedopuszczania wewnętrzna. Jeśli ta równowaga zostanie odnaleziona, a zasadniczo wszystko ku temu zmierza, to przetrwa wyłącznie sztuka z tego planu (jak np. w Rosji). Wszystkie kreskówki, które teraz oglądamy, cały ten kram filmów rysunkowych - to przyszła choroba naszych dzieci.

R: Czym jest reklama?

Ł: Jest wtargnięciem w podświadomość. Dawno już zaprzestano eksperymentów, gdy jeden kadr reklamy „wcina się" w film - i ludzie biegną potem do sklepów. Reklama jest to jednoznaczne wtargnięcie w podświadomość. Zastosowana w nieodpowiednim miejscu i czasie, bez wcześniejszego nastawienia się na jej odbiór - szokuje podświadomość. Naturalnie, cierpi człowiek, który ją odbiera i ci, którzy ją tworzą, – ponieważ naruszają wyższe prawa. Nie tylko bezpośrednio pracujący przy reklamie, ale i cała firma może mieć potem duże problemy ze swoimi dziećmi. Przy czym taki człowiek nie zawsze zrozumie, że wiąże się to właśnie z reklamą.

R: Czy zdarzały się Panu niepowodzenia? Jeżeli tak, to czy może Pan wyjaśnić - z jakiej przyczyny?

Ł: Niepowodzeń było bardzo wiele. Zabroniłem sobie „dociskania". To jest - metoda pracuje - człowiek zdrowieje. Czegoś nie zrozumiałem - człowiek zdrowieć nie będzie. Czyli świadomie ograniczałem siebie po to, aby moje rozumienie rozwijało się szybciej niż wyzdrowienie człowieka. W ten sposób mogę pomóc o wiele większej liczbie osób. Ponieważ, gdy widzę, że człowiek doskonale się czuje - myślę:, po co mam go nauczać, jest przecież zdrów! Bywają momenty, gdy czuję, że tworzy się jakaś ściana... to są bardzo męczące chwile... A czasami z ciałem dzieje się coś wprost tragicznego... czuję, że niech jeszcze raz coś takiego się powtórzy, taka właśnie sytuacja... to już więcej nie będę pracował. Miałem kilka przypadków, kiedy postanawiałem przerwać zajęcia, ale potem, cóż... Kiedy to się nasila do rozpaczliwego poziomu, wtedy trzeba wychodzić na wyższe płaszczyzny. Tego wychodzenia można dokonać tylko z sytuacji rozpaczliwej, inaczej nie wystarcza sił, zbyt dużo wysiłku trzeba włożyć...

R: Niedawno miał Pan możliwość odwiedzenia Ameryki. Proszę o pierwsze wrażenia.

Ł: Na filmach Nowy Jork wygląda zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. Nie poczułem, że czymś się różni od Petersburga. W jakimś miejscu budynki są trochę wyższe, w innym niższe. Jednak pod względem energetyki, to całkowicie inne miasto. Ameryka - to kraj, w którym potrafi mieszkać tylko wyjątkowo zharmonizowany człowiek. Cała energetyka Ameryki jest nieprawdopodobnie „uziemiona". Jest energetyka narodu, energetyka kraju - to realnie istnieje i wykazuje potężny wpływ na każdego, kto wchodzi w strefę oddziaływania tych energii. Tak, więc stwierdziłem, że energetyka Ameryki jest „uziemiona" w stopniu nieprawdopodobnym. Duchowe struktury Ameryki są wycieńczone. Zobaczyłem, że Ameryka jest krajem podwójnej emigracji, przede wszystkim karmicznej. A także, iż Ameryka bezustannie „dożywiała się" duchowością całej Ziemi. Pojąłem wówczas jak nierozerwalnie splecione są losy wszystkich narodów. Ameryka posiada „psychologię mięśni" i stanowi „mięśnie" ludzkości. Ameryka bardzo wiele zdziałała. USA - to mięśnie, które pchały ludzkość do przodu. Wszystkie kraje próbują teraz stworzyć u siebie amerykański styl życia i amerykańską filozofię (sposób myślenia). A więc Ameryka po raz pierwszy w historii pozbawiona jest tego, czego zawsze miała pod dostatkiem. Nie dostaje ona (z tych krajów) duchowej „pożywki", duchowego „zasilania". W Ameryce zaczynają się potężne procesy degradacji i to właśnie obserwujemy. Zrozumiałem, że losy Ameryki i Rosji są ściśle powiązane, zarówno poprzez fakt zwykłej, jak i karmicznej emigracji. Wychodząc z marketu zwróciłem uwagę na młodą dziewczynę, bardzo wytworną Amerykankę. Wejrzałem w pole - widzę - wielka duchowość struktur. Patrzę - w poprzednim wcieleniu żyła na Dalekim Wschodzie - więc wszystko jest zrozumiałe. Ten proces odbywa się nieprzerwanie. Cywilizację stworzyć jest stosunkowo prosto - bo to technologia. Kulturę - setki razy trudniej. Obecnie jedynym miejscem na Ziemi, w którym odbywa się tworzenie duchowych wartości jest Rosja, właśnie Rosja. Rola Rosji w ocaleniu świata jest olbrzymia. Ponieważ, jak się okazało, najbardziej niebezpieczna dla ludzkości nie jest wojna jądrowa, ani kryzys ekologiczny, lecz niedoskonałe myślenie.


Część VII

R: Podczas gdy nasza wycieczka oglądała w dolinie Kum posiadłość Rerichów, spędziłam długi czas siedząc na górze. Przyglądałam się przeciwległym zboczom, wypatrując tajemnej ścieżynki, co wiedzie do nieosiągalnej Szambali... Stamtąd, od świetlistych przywódców ludzkości, docierały do nas wiedza, prawda i mądrość. Jakości te ludzie na przemian tracili - i znowu odzyskiwali. Teraz nadszedł czas ponoszenia odpowiedzialności.



Pytania kierowane do Łazariewa przez uczestników spotkania z nim:

Pytanie l: Czy można się dowiedzieć o swoich poprzednich wcieleniach i wcieleniach swoich dzieci?

Ł: Można, ale nie trzeba. Dlaczego? Ponieważ wszystkie nasze poprzednie wcielenia przejawiają się w naszych postępkach. Cały mój wcześniejszy żywot „odciska się" w każdym moim czynie. Dlatego wystarczającym jest - dokładne przejrzenie swego obecnego życia - i można „czyścić karmę". Gdy przed człowiekiem odkrywa się drobiazgowo poprzedni żywot, to traci on poczucie ważności obecnego życia. Zachodzi proces „neutralizacji" i pojawia się w nim obojętność do aktualnego życia. Jest to niebezpieczny program. To jest przyhamowanie rozwoju. Dlatego - jeśli nie znamy przeszłości, jeśli jest ona dla nas zakryta, podobnie jak i przyszłość - dzieje się to nie przypadkowo. Ponieważ zobaczenie przyszłości, przyszłych wydarzeń, szczególnie, gdy nie da się na nie wpłynąć - to uraz, wstrząs dla świadomości. Dlatego posiadamy instrument - mamy nasze obecne życie, mamy emocje, za pomocą, których odbieramy (odczuwamy) całe życie i to jest w pełni wystarczające. Po to, by zmienić swoją karmę, powinienem zmienić swój los. Karma - to los wielu żywotów. Mój los - to mój charakter. Mój stan wewnętrzny zależy od tego, jak się prowadziłem w poprzednim życiu. Aby zmienić karmę i los, trzeba zmienić charakter. A charakter - to postrzeganie świata. Jeżeli w dowolnej chwili potrafię zmienić postrzeganie całego świata, jeśli dokona się to na wszystkich płaszczyznach - moja karma jest „zdjęta". Przykładem jest symbolika „Łotra na krzyżu" - człowiek zmienił całkowicie postrzeganie świata i zmieniła się jego karma.

Pytanie 2: Dlaczego dzieci „rozliczają się" za swoich rodziców i krewnych?

Ł: Istnieje prawo: Kapitan dowodzi okrętem. Nie zawsze potrafił on stanąć na wysokości zadania - okręt wpłynął na rafy i pasażerowie utonęli. Więc czy jest to sprawiedliwe, że pasażerowie zginęli? Jest prawo, istnieją także wyższe prawa. Jeśli kapitan się „nie spisał" i pasażerowie zginęli, to znaczy, że każdy z nich trafił na ten okręt nie przypadkowo. Jeżeli moi rodzice coś „nakręcili", a ja też z przeszłych żywotów mam analogicznie negatywny „bagaż", to okazałem się ich synem nie przypadkiem. Jeżeli zaprzestałem osądzania ich -zamknąłem najbardziej głębokie analogiczne struktury. I na odwrót. A dlaczego ludzie odpowiadają za grzechy kraju itd.? Znowu wszystko jest nie przypadkowe. Każdy człowiek precyzyjnie trafia w miejsce, które dokładnie odpowiada wewnętrznemu zakodowaniu jego pól. Trafiłem do jakiegoś kraju - bo na głębokim poziomie jestem z nim w zgodności.

Dlatego istnieje Wschód i Zachód. Np. kobieta na Zachodzie - wyemancypowana, osądza, pogardza, lekceważy - jest tam bezpłodna. Rodzi się potem na Wschodzie i „oduczają" ją tam. „Oduczają" wystarczająco długo. Odradza się i potem może już żyć na Zachodzie. Tak wygląda wahadłowy system, dzięki któremu żyjemy.

Pytanie 3: Jak samemu można się zorientować, doszukać się w sobie programu, który jest przyczyną nieszczęść? Po przeczytaniu Pańskiej pierwszej książki wszyscy „rzucili się" do obwiniania rodziców, grzebania się w swoich biedach i zaczęli szukać przyczyny własnych problemów- wżyciu swoich krewnych...

Ł: O tym właśnie będziemy mówili. Pierwszą książkę napisałem jako sprawozdanie i druga też będzie sprawozdaniem z moich badań. Do niczego nie przywołuję, niczego nie żądam. Przedstawiam tylko taki obraz świata, jaki mi się układa. Przedstawiam informację, która pomaga ludziom wyzdrowieć. Dopiero po napisaniu pierwszej książki zobaczyłem, że osobista karma, indywidualne postrzeganie świata przez danego człowieka - jest najważniejsze. Jeżeli w czterech minionych żywotach wyrzekałem się wszelkiej świętości z powodu pieniędzy, to w obecnym życiu rodzę się w rodzinie, gdzie w czterech pokoleniach moich przodków trwał taki sam proces. Karma rodziców - to rzecz wtórna, a moja własna karma, moje indywidualne prowadzenie się, osobiste postrzeganie świata - pierwotne. W ostatnim czasie wyjaśniam pacjentom, którzy przychodzą do mnie, że np. - ktoś z nich nieprawidłowo postrzega otaczający świat, ktoś niewłaściwie postępuje itd. Niektórzy mówią na to: „Niech Pan lepiej opowie, co tam wyprawiali moi rodzice". Odpowiadam: „Wyprawiał Pan (Pani) i Pan (Pani) ". Wszystkie wykroczenia rodziców są odpowiednikiem naszych własnych wykroczeń. Dlatego osobiste ukierunkowanie danego człowieka decyduje o wszystkim. Jestem przede wszystkim badaczem, nie należy mnie mylić z działaczem religijnym. Zarzuca mi się często: „Oto mówi Pan w kontekście Biblii, potem zahacza Pan o karmę, później o coś jeszcze - zbyt dużo wszystkiego Pan namieszał". Nie robię żadnego zamieszania, mam swoje badania i po prostu przekazuję ich rezultaty. Na ile są one zgodne z jakimś systemem religijnym, o tyle je potwierdzam w ramach tego systemu, oto i wszystko. W mojej drugiej książce doszedłem do wniosku, że jedną z głównych przyczyn choroby jest osądzanie kogoś. Jest to także jedna z najważniejszych przyczyn zachorowania na raka. Dlatego umiejętność przyjęcia wszystkiego, jako pochodzącego od Boga - to umiejętność bycia zdrowym. Jak wyjaśniam to w czasie przyjęć swoim pacjentom? Mówię: „Każda komórka organizmu jest przez niego kierowana w 90%, a więc najpierw tą komórką się pracuje (posługuje), a potem ona pracuje na siebie samą. Każdy człowiek również prowadzony jest przez karmę Wszechświata i przez Boga w takich samych proporcjach - w 90%. To znaczy, że każdy z nas jest najpierw „narzędziem". Kiedy więc osądzam innego człowieka - osądzam Boga, który go prowadzi. Świadczy to o tym, że wzrasta we mnie pycha, duma, która jest zablokowywana poważnymi chorobami. Wniosek jest taki- możemy walczyć ze złem, ale nie możemy osądzać zła. Ponieważ przy pomocy „ziemskiego błota" oczyszczana jest nasza dusza. Dusza może „ubłocić się" wtedy, gdy przylgnie do ziemskich dóbr. Umiejętność wewnętrznego przyjęcia zła, jako danego przez Boga, przy równoczesnej umiejętności sprzeciwienia się mu na zewnątrz - to umiejętność bycia zdrowym. W stosunku do dzieci można odnosić się surowo i karać je, jednak nie wolno gniewać się na nie i nie wolno ich osądzać. Wielu robi jednak odwrotnie. Dzieci niekiedy powinny mieć stworzone twarde warunki - to działa jak szczepionka (uodpamia). Dlatego, gdy widzę przywiązanie np. do dumy, dziecka, czy relacji, mówię rodzicom: możecie karać surowo, ale po 5 minutach trzeba dziecko pogłaskać po głowie, żeby nie „zepchnęło" ono poczucia krzywdy do swego wnętrza. Dziecko nauczy się wówczas przyjmować poniżenie i obrazę od bliskiej osoby i będzie to oczyszczało jego duszę. Dlatego powiedziano: „Czcij ojca swego i matkę swoją", tj. kiedy rodzice dają mi karę, a ja mimo wszystko szanuję ich, to dzięki temu pozbywam się pierwotnego „przylgnięcia" do ziemskości (do matki i ojca).

Pytanie 4: Czy można likwidować (zabijać) karaluchy i komary? (Śmiech na sali)

Ł: Można, tylko nie wolno się na nie obrażać. [ Znowu salwa śmiechu]. Przypominam sobie pewną kobietę, która kiedyś przyszła do mnie i powiedziała: „Mój kot ma pchły, czy może go Pan wyleczyć?" Odpowiedziałem: „Oczywiście!". „A cóż trzeba zrobić?" - zapytała.. Mówię jej: „ Problem, który ma Pani sama ze sobą, powoduje zachwianie Pani układu immunologicznego. Kot bierze to na siebie, jego odporność spada i rozmnażają się pchły".

Pytanie 5: Jaki jest Pana stosunek do medytacji?

Ł: Człowiek Wschodu, dla którego „ziemskość" nie ma znaczenia, podczas medytacji po prostu likwiduje „ziemię" i idzie wzwyż. Natomiast człowiek Zachodu ma z „ziemskim" związki i żeby „wyjść do góry" - musi zablokować wszystko, związane z „ziemią". Odbywa się to poprzez skruchę - pokajanie. W związku z tym, jeśli człowiek Zachodu rozpoczyna medytację - może mieć problemy. Żeby medytować, trzeba siebie najpierw odłączyć od ziemi. W jaki sposób? Powinienem zlikwidować wszystkie namiętności, pragnienia, trwogę, nienawiść, krzywdę, żal itd. Stanowią one „klej", który moją duszę przytwierdza do ziemi.

Tylko po wyzbyciu się tego wszystkiego mogę medytować. Ale, gdy tego wszystkiego się pozbędę, to i bez medytacji „pójdę w górę".

Część VIII

R: Przyroda umożliwia nam najbardziej doskonały rodzaj medytacji. Woda w jeziorze lub ' potoku górskim, czy też magiczny wpływ ognia.... Nie da się wzroku oderwać od migocących płomieni. Właśnie w takich chwilach jesteśmy bliscy usłyszenia głosu ciszy...

Pytanie 6: Mój mąż nie rozumie mojej potrzeby doskonalenia się, mego zainteresowania problemami rozwoju. Reaguje negatywnie. Jak mam żyć z takim człowiekiem? Może lepiej się rozejść?

Ł: Sprawa polega na tym, że jeśli istnieje jakaś niedoskonałość, to jej leczenie następuje poprzez ból fizyczny lub duchowy (psychiczny). Im bardziej gotów jest człowiek na przyjęcie bólu duchowego, tym mniej będzie fizycznego. Jednak człowiek obcy nie jest w stanie przyprawić o ból duchowy. Męki duchowe przyjmujemy od najbliższych nam ludzi - od rodziców lub ukochanego człowieka. Te męki duchowe doskonalą naszą duszę, o ile potrafimy wewnętrznie je przyjąć, zaakceptować. Dlatego bardzo ważne jest też zrozumienie, że osądzenie rodziców i osób bliskich leży u źródeł wszystkich problemów. Kobieta bezustannie osądza męża. Narasta w niej podświadoma agresja, która zaczyna go zabijać. Taki program jest blokowany programem przeciwnym. Jej podświadoma agresja powinna się spotkać ze świadomą agresją męża. Ten proces kończy się chorobą albo rozwodem. Jeśli są pretensje do męża, proszę najpierw prosić Boga o wybaczenie za wszystkie momenty osądzania go. Jakiekolwiek negatywne oddziaływanie na Panią, stanowi zawsze rezultat Pani wewnętrznej podświadomej agresji. Zawsze obchodzą się ze mną odpowiednio do kodu, zawartego w moim polu (w strukturach pola)! Jeśli mnie potrącono- przyczyna jest w głębi, we mnie. Przepraszam za to, że jestem autorem agresji, skierowanej przeciwko mnie. To ja sprowokowałem człowieka do agresji przeciwko sobie. Dlatego umiejętność oczyszczenia siebie jest także umiejętnością pomocy bliskiej osobie.

Ł: Problem alkoholizmu. Oto czyjś syn upija się, „rozwala sobie" wątrobę. Mówię matce: „Jest Pani przywiązana (absolutyzuje Pani) zdolności, gardziła Pani każdym, kto nie był zdolny, nieprawidłowo odnosiła się do takich ludzi. Osądzała Pani także siebie, kiedy coś się Pani nie udawało. Nienawidziła swego przełożonego, który poniżał Panią. U syna zaś absolutyzacja zdolności i odpowiednio do tego - duma, osiągnęły poziom zagrażający śmiercią. Aby przeżyć - musi on poniżać siebie. Poniża siebie alkoholem." Tak, więc alkoholizm, narkomania, nowotwory, astma, cukrzyca - to przejawy tego samego problemu. Są to objawy zablokowywania potężnego przylgnięcia do „ziemskości" i podświadomej agresji. Czyli dochodzi u niego do wewnętrznego przeciążenia, a jest ono związane właśnie z agresją i z nie akceptowaniem sytuacji, okoliczności. Jeżeli człowiek wewnętrznie kieruje się „w górę" i jeśli w jego duszy nie ma agresji - to potrzebuje minimum alkoholu. System zmiany postrzegania świata pomaga człowiekowi w równoważeniu się. Tak, więc problem nie polega na tym, czy ktoś pije alkohol, czy nie, lecz na tym jak ustosunkowuje się do np. niepowodzeń w pracy. Oto jakiś człowiek ma niepowodzenia zawodowe, przeżywa to, pojawia się przygnębienie, przekształcające się w depresję. Jest w nim nasilony proces „lgnięcia" do pomyślności w życiu i w pracy. Dlatego jeszcze bardziej będzie mu się .„rozwalała" praca i los, żeby oczyścić jego duszę. Jeżeli ten człowiek to przyjmie - dobrze, jeśli nie zaakceptuje - będzie pogorszenie wewnętrznego stanu. Picie alkoholu jak gdyby odrywa nieco od ziemi, lecz rzecz nie w alkoholu, ale we właściwym podejściu do okoliczności.

Ł: Pewnej kobiecie umierali kochankowie, zmarło 20-tu mężczyzn. Patrzę, o co chodzi? Otóż ukochanego człowieka i jego wiedzę, gotowa jest ona postawić ponad Boga. Ta kobieta zabijała ukochanych swoją miłością, „uziemiała" do takiego stopnia, że stawali się niezdolni do życia. Zapytała - co ma robić? Powiedziałem, że codziennie rano powinna zwracać się do Boga, mówiąc, że kocha Go bardziej niż jakiegokolwiek człowieka na Ziemi. Musi zdjąć z siebie ten „klej", którym przyklejała siebie do mężczyzn, do ich wiedzy, mądrości. „Proszę zrobić przegląd całego życia, proszę zdjąć ten „klej", zaprzestać pogardzania głupimi i niedoskonałymi, zaprzestać osądzania ich, obrażania się na tych, którzy oszukiwali czy głupio się zachowywali. Wtedy nie będzie Pani „zabijać miłością". Jeśli nie umie Pani zatrzymać wewnętrznej agresji - niech Pani ja zamienia w zewnętrzną". Kiedyś opowiadałem już o pewnym przypadku. Jeden z moich znajomych od 3 miesięcy był chory bardzo ciężko na bronchit. Zadzwonił do mnie. Powiedziałem: ..Masz gruźlicę, zapobiegaj biedzie, bo będzie za późno, nawet lekarze nie pomogą". Poradziłem mu, żeby zrobił cokolwiek, chociażby talerz rozbił, a żeby tylko nie trzymał we wnętrzu „biedy". Po tygodniu telefonuje żona i pyta, co mu powiedziałem, ponieważ po naszej rozmowie, chwycił za młotek i pokruszył kafelki w łazience. Po tygodniu jego płuca były zdrowe. Umiejętność „nie wpychania" krzywdy, czy osądzenia - do wnętrza - to umiejętność bycia zdrowym. Dlatego kobietom, które płaczą-jest lżej.

Pytanie 7: W jaki sposób rozwój intuicji wiąże się z karmą?

Ł: W bardzo prosty. Otóż francuscy (zdaje się) badacze spostrzegli, że w pociągu, który uległ katastrofie jest średnio o 15% mniej pasażerów niż zwykle. Dlaczego? Bardzo zwyczajnie - ten człowiek, którego karma jest lepsza - złamie nogę, zgubi lub ukradną mu bilet, albo rozmyśli się - i nie trafi do tego pociągu. A ten, którego karma jest gorsza, nie otrzyma intuicyjnego ostrzeżenia. Odwrotnie - „pogoni go" tam i pojedzie tym pociągiem. Intuicja - to właściwe przeczucie odnośnie przyszłości, związane z czystością duszy człowieka. Im bardziej czysta dusza, tym jestem „wyżej nad ziemią" i tym silniejsza jest moja intuicja oraz prawidłowe postrzeganie przyszłych zdarzeń. I na odwrót - w tych samych proporcjach.

Pytanie 8: Czy rodzeństwo bliźniacze niesie jednakową karmę?

Ł: Nie. Zwykle bliźniak, który rodzi się pierwszy - bierze więcej negatywu, drugiemu - jest lżej. Kiedyś, gdy ludzie mieli niezachwiane poczucie, że Bóg kieruje wszystkim -rozumowali prawidłowo. Kiedy ktoś dokonał złodziejskiego czynu, myśleli: „Bóg cię osądzi, ja teraz ciebie nie będę osądzać. Wsadzajcie go do więzienia, róbcie z nim wszystko, co trzeba, aleja go nie osądzam." Oto było właściwe ustosunkowanie się. Obecnie wiara w Boga powinna być świadoma i rozsądna - czyli religia winna stać się wiedzą, nauką. Proces ten właśnie zachodzi, widzę go w każdym doświadczeniu. Trzeba więc umieć pojmować właściwie zdarzenia: jeśli pojawiają się nieprzyjemności życiowe - należy rozumieć, że proces ten oczyszcza moją duszę. Trzeba umieć zobaczyć, że jeśli mnie oszukano i poczułem, że to „uraziło" moją inteligencję - jest to sygnał, że „przylgnąłem" do mądrości, wiedzy. Rozumienie tego wszystkiego, a zarazem nie osądzanie - to umiejętność pozostawania w dobrym zdrowiu.
Przed trzema dniami badałem młodego człowieka ze schizofrenią. Ujrzałem przyczynę: jego ojciec bezustannie osądzał siebie i innych - głupich, niemądrze postępujących, władze, sąsiadów i siebie. Nastąpił proces lgnięcia do mądrości oraz rozwój dumy. U matki - to samo zjawisko. A u syna - to już setki razy silniejsze. Lgnięcie do mądrości i „ziemskości" przekracza u niego stan alarmowy. A to oznacza - albo śmierć, albo chorobę, która odbiera mądrość. Jest jeszcze coś niedostrzegalnego, choć należącego do ziemi, ale bardziej subtelnej natury. Dlaczego niedostrzegalnego? Są to tak subtelne struktury duszy, że mogą one leżeć poza obszarami jednego żywota. O co chodzi? Pieniędzy nie zabiorę ze sobą do grobu, rodzina wraz z moją śmiercią także się rozpadnie. Jednak moje zdolności nie rozpadną się wraz z moją śmiercią. Przeniosę je w kolejne życie, ponieważ zdolności istnieją nie jedno wcielenie. Moje duchowe jakości - dobroć i przyzwoitość - trwają więcej niż jedno życie. Moja mądrość, która leży u podstaw duchowych jakości - może żyć dziesiątki wcieleń. Takie pojęcie - jak los, przeznaczenie - okazuje się, że jest to-realny twór energetyczny. Twór informacyjny, który żyje, jak stwierdziłem, przez ponad 40 wcieleń. Otóż za to też można się „zaczepić". Jak można przylgnąć do zdolności? Jeżeli zaczynam lekceważyć niezdolnego -przylgnąłem do zdolności. Jeżeli zazdroszczę bardziej zdolnemu - przylgnąłem do zdolności. Jeśli osądzam siebie, bo coś mi się nie udało - także przylgnąłem do nich. Kiedy dusza lgnie do „ziemskiego" staje się harda, dumna. Duma jest blokowana najcięższymi chorobami, szczególnie obecnie, gdy ludzkość bardzo daleko zabrnęła w kwestii osądzania zdolnych i osądzania siebie. Praktycznie każdy człowiek, przychodzący do mnie na wizytę uważa, że osądzać siebie - to normalne. Nic podobnego. Osądzanie siebie, przygnębienie - to wola, by nie żyć, to program samounicestwienia, który daje bardzo ciężkie zachorowania. Kiedy człowiek zabłądził w lesie, to jego zachowanie ma trzy etapy. Pierwszy etap - nienawidzi on wszystkich, z powodu, których poszedł do lasu, którzy mu to doradzili. Najbardziej prymitywne podejście do sprawy - „wszyscy są winni". Potem staje się bardziej uduchowiony. Zaczyna coś rozumieć i zaczyna nienawidzić siebie - jest to drugi etap. Tak czynią bardziej „duchowi" ludzie. Trzeci etap - rozumie, że nikt nie jest winny, że winnych po prostu nie ma i zaczyna poszukiwać wyjścia. Aktualnie cała ludzkość zwraca ten program - nienawiści, osądzania i poszukiwania winnych - przeciwko sobie. Włącza się program samounicestwienia, odbywa się to automatycznie.

Pytanie 9: Czy Pańska żona podziela Pana poglądy, czy podąża za nimi?

Ł: No cóż, jeśli po trzy godziny dziennie przysłuchuje się moim telefonicznym biesiadom, to chcąc nie chcąc - zacznie podzielać... No, ale mówiąc poważnie, mieliśmy dość duże problemy zdrowotne u naszych dzieci, kiedy były małe. Był to okres, kiedy leczyłem, oddziałując rękami. Obiegłem wszystkich lekarzy, chcąc, by przynajmniej określili przyczyny zachorowań dzieci. Wówczas zrozumiałem, że to pragnienie jest bezsensowne i spróbowałem znaleźć przyczyny samodzielnie. I później nastąpiła znaczna poprawa. Dlatego z dziećmi postępuję tak. Oto córce boli głowa. Mówię jej: „Sama musisz zrozumieć - dlaczego?" Odpowiada: „Tak, obraziłam się, osądzałam". „Cóż, poleż i żadnych tabletek nie pij"- mówię. Jeżeli dziecko zrozumie, że jeśli kogoś znienawidziło - to może rozboleć go głowa, jeżeli obraziło się - rozbolał je brzuch, wówczas w przyszłości potrafi równoważyć się bez pomocy tabletek. Nie jestem przeciwny tabletkom ani medycynie, przecież, jeżeli będę miał złamaną rękę, to pobiegnę do lekarza. Powinienem jednak pamiętać, że złamanie - to skutek. Dlatego nauczenie dziecka, że choruje, ponieważ „zabrudziła się" jego dusza, że choruje - bo nienawidzi, obraża się i osądza -to umiejętność zaoszczędzenia także na tabletkach.

Pytanie 10: Jeżeli wszystkie choroby są karą, wychodzi na to, że nie ma sensu chodzić do lekarzy i zawód lekarza nie jest potrzebny?

Ł: Oczywiste, że to nieprawda. Wiedza jest nieskończona i zawsze będą takie sytuacje, gdy wskutek mego niezrozumienia pojawi się we mnie choroba - jako zablokowanie. Przecież poprzez choroby odbywa się rozwój. Zawsze będą lekarze, którzy stale będą musieli leczyć. To oczywiste. Jednak w tym zawodzie będzie coraz więcej elementów działania, wpływania lekarza na duszę chorego.

R: I tacy lekarze już są. Nowe odkrycia w dziedzinie medycyny zmuszają uczonych do kardynalnej zmiany spojrzenia na naturę ludzkich chorób i na naturę samej istoty ludzkiej, co staje się jakby eksperymentalnym potwierdzeniem koncepcji Łazariewa. Opuszczając Indie, w dniu wylotu otrzymałam ostatni prezent - bransoletkę. Napis w języku pali i znaki Tybetu na niej, powinny były przypomnieć mi o tym, że droga, którą zaczęłam kroczyć - wymaga męstwa, wytrzymałości i mądrości. Tak też się stało. Od l lipca kierownictwo Ostankino zaprzestało finansowania programów „Bumerang" i dzisiejsza audycja została sfinansowana całkowicie przez telewidzów.

Dziękuję wszystkim!!!